Wprowadziłam odpowiednią kombinację w zamku mojej szafki i
otworzyłam drzwi, trzymając je i patrząc tępo w małą czarną przestrzeń.
Zastanawiałam się bezmyślnie, jakich książek potrzebuję na kilka pierwszych
lekcji tego dnia, ale mój umysł, bynajmniej jego większa część, był skupiony
całkowicie na jednej rzeczy: na wydarzeniu, które miało miejsce końcem
sobotniej nocy.
Ten moment, kiedy Justin nazwał mnie piękną.
Wyglądało na to, że nie będę potrafiła wyrzucić tego z mojej głowy.
Prawdopodobnie było tak dlatego, że naprawdę nie byłam przyzwyczajona do nazywania mnie piękną albo prawdopodobnie było tak dlatego, że było to całkowicie nie w stylu Justina mówić coś takiego w nieuwodzicielski, prawdziwy sposób – do mnie, ze wszystkich ludzi.
Nie byłam pewna.
Mimo wszystko, doprowadzało mnie to do szału.
Przerzuciłam swoje kasztanowe włosy za ramię, schylając się i szukając podręcznika do rachunków na spodzie mojej szafki.
W momencie, gdy się wyprostowałam, wpatrywałam się w
szafkę, ściskając kurczowo w jednej dłoni podręcznik i zakładając drugą dłonią
włosy za ucho, zauważyłam z prawej strony zbliżającą się do mnie Natashę.
- Łooooo – wydała z siebie, rozszerzając oczy, i zanim się spostrzegłam chwyciła drzwi mojej szafki, zasłaniając mnie ze swojego widoku.
Spojrzałam na nią, unosząc pytająco brwi.
- Hej, witaj również- odpowiedziałam.
Zaśmiała się nerwowo, przygryzając wargę.
- Co? – zapytałam zaalarmowana, patrząc na nią.
Dlaczego się tak dziwnie zachowuje?
Podrapała się po karku, odchrząkając.
- Czy… Em… Czy patrzyłaś ostatnio na siebie w lustrze?
Wpatrywałam się w nią, powoli marszcząc brwi.
- Dlaczego? – zapytałam, czując jak przechodzi przeze mnie fala paniki.
Posłała mi rozbawione spojrzenie, zanim oschle się odezwała.
- Masz malinkę wielkości Jowisza.
Moje oczy poszerzały.
- Co? – powiedziałam głośno. Natychmiastowo otworzyłam szerzej drzwiczki szafki, przeglądając się w małym lusterku przyczepionym od ich wewnętrznej strony.
O tak, centralnie na środku mojej szyi w widocznym dla każdego miejscu, biorąc pod uwagę fakt, że moje włosy były przerzucone przez ramię, znajdowała się wielka malinka.
Mówimy tu o naprawdę ogromnej.
Potężnej.
Tak wielkiej jak sumo zapaśnik na steroidzie.
Możliwe, że nawet większej.
- Kurwa – mruknęłam.
Natasha skrzyżowała ramiona i uśmiechnęła się do mnie, unosząc znacząco jedną brew.
- Trochę zabawy z Gregiem wczorajszego wieczoru? – parsknęła, kręcąc głową z rozbawieniem.
W odpowiedzi zaśmiałam się tylko, oglądając szyję w lusterku i starając się zdecydować, co zamierzam z tym zrobić.
Nie miałam przy sobie żadnych kosmetyków, żeby spróbować ją zakryć.
Boże, zabiję Justina.
To on był tym, który nie mógł się powstrzymać od całowania mojej szyi w samochodzie tamtej nocy.
To właśnie wtedy otworzyłam szeroko oczy i poczułam motylki w brzuchu.
Justin.
Tę malinkę zrobił Justin.
Oczywiście Natasha założyła, że zrobił ją Greg.
Każdy by tak pomyślał.
Nikt ze zdrowym zmysłem nie podejrzewałby, że zrobił ją Justin Bieber.
Jedynym problemem było to, że widziałam się z Gregiem tylko raz w czasie weekendu, a było to wtedy gdy Natasha i Justin byli także obecni.
Uwzględniając jak Natasha i Greg byli sobie bliscy, jej obowiązkiem było dogryzać mu o tym tak, jak dogryzała mnie. Ale znając ją, prawdopodobnie dogryzałaby nam obojgu w tym samym czasie.
Problem? Greg będzie dobrze wiedział jak i ja, że ta
malinka nie jest od niego.
Nie byliśmy sam na sam przez cały weekend, a on oczywiście nie robił nic z moją szyją na oczach
Justina i Natashy w sobotę.
To zostawiłoby jedno rozwiązanie: ktoś inny zrobił mi malinkę.
Byłam pewna, że ani Natasha, czy też Greg nie podejrzewaliby o to Biebera od początku, ale nie zajęłoby im dużo czasu wywnioskowanie, że musiał to być ktoś, kto był sobotniej nocy na przyjęciu, ponieważ oboje wiedzieli, że nie wychodziłam w niedzielę, a jedynym miejscem, gdzie byłam w sobotę, było właśnie przyjęcie.
Uwzględniając fakt, że na przyjęciu było to tylko trzech nastoletnich chłopaków, ich domysły natychmiastowo zwęziłyby się do: Ryana (em... nawet w to nie brnijmy), Chaza (fuj) i Justina (ding, ding, ding, mamy zwycięzcę! -.-).
Natasha i Greg są całkiem mądrymi ludźmi, ale jednocześnie są wścibscy i wypytujący o wszystko, więc nie byłoby dla nich nic trudnego dojść do tego, szczególnie włączając fakt, że Greg był em... natrętny, więc jego obowiązkiem było chcieć dowiedzieć się kto, zrobił mi coś takiego.
Innymi słowami... miałam przejebane.
- To nie, em... to nie jest malinka – powiedziałam swobodnie, przekładając moje włosy bliżej twarzy i poprawiając je palcami, przeglądając się w lusterku jakbym próbowała zakryć szyję i sprawić, żeby moje włosy wyglądały w miarę dobrze.
Natasha tylko uniosła brwi, jej usta uchyliły się delikatnie, gdy stała ze skrzyżowanymi ramionami, uśmiechając się do mnie.
- Oh, naprawdę? – zapytała, oczywiście nie wierząc mi.
Odwróciłam się do niej, kiwając głową.
- Poparzyłam się prostownicą – odpowiedziałam, z głosem i twarzą nie wyrażającymi żadnych emocji.
Zmrużyła podejrzliwie oczy.
- Masz naturalnie proste włosy – oznajmiła chłodno.
- Wiem – odpowiedziałam spokojnie – Ale wyprostowałam grzywkę, bo nie chciała się ułożyć.
Wow.
To było straszne z jaką łatwością wychodziły ze mnie te kłamstwa.
Trening czyni mistrza, czyż nie?
- Ah – Natasha odpowiedziała.
Chwila ciszy.
- Kurde! Miałam nadzieję, że to malinka! – krzyknęła, wyłamując z rozczarowaniem palce i szczerząc zęby w uśmiechu.
Zaśmiałam się, uderzając ją w ramie.
- Ledwo co mam czas, żeby spotkać się z Gregiem sam na sam, żeby się z nim obściskiwać, Tash. Ale nie martw się, poinformuję cię, jeżeli będę mieć – uśmiechnęłam się.
- Okej – zaśmiała się.
Ponownie odwróciłam się twarzą do lustra, czując jak nerwowo ściska się mój żołądek i szaleńcze uczucie zdenerwowania przechodzące przez całe moje ciało. Westchnęłam.
- Masz jakiś podkład lub cokolwiek? – zapytałam, patrząć żałośnie w jej kierunku. – Jeżeli ty pomyślałaś, że to malinka, inni pewnie też tak zrobią i będą zadawać pytania, rozmawiać o mnie... To będzie po prostu irytujące.
- Powinnam mieć, poczekaj moment – oznajmiła Natasha, otwierając torbę i grzebiąc w jej środku w poszukiwaniu jakiegokolwiek kosmetyku, który pomógłby mi z moim małym kryzysem.
- Tutaj – rzekła, wyciągając do mnie okrągłe pudełeczko pudru.
- Dziękuję – powiedziałam wdzięczna i szybko zabrałam się do nakładania kosmetyku na szyję, muskając ją tak, żeby zakryć ogromniastą czerwoną plamę, która praktycznie gwałciła moją skórę.
Po kilku chwilach nakładania kosmetyku, zamknęłam pudełeczko i oddałam je Natashy, posyłając jej ciepły i wdzięczny uśmiech.
- Dzięki - powiedziałam.
- Nie ma problemu – rzekła, odbierając ode mnie kosmetyk i wrzucając go z powrotem do torby.
Oh, gdyby tylko znała prawdziwą
przyczynę...
Moje rozmyślania zostały przerwane przez widok zbliżającego się do nas z dołu korytarza Grega, który szeroko się uśmiechał.
- Hej! – powiedział, podchodząc do mojej szafki, pochylając się i cmokając mnie w usta.
- Hej – odpowiedziałam, uśmiechając się nerwowo i impulsywnie przeczesując palcami włosy w nadziei, że zakryją całą moją szyję tak, że nawet jeśli makijaż by zawiódł, Greg nie byłby w stanie dojrzeć malinki.
- Hej! – zaszczebiotała Natasha, prostując swoją torbę i wykręcając odpowiednią kombinację w zamku swojej szafki, która znajdowała się obok mojej.
Zamknęłam szafkę i oparłam się o nią, uśmiechając się do Grega.
- Co tam? – zapytałam.
Wzruszył ramionami, szczerząc zęby w uśmiechu.
- Nic specjalnego – odpowiedział. Pochylił się i ponownie cmoknął mnie w usta. – A u ciebie?
Wzruszyłam ramionami.
- Tak samo – odpowiedziałam.
Uśmiechnął się.
Nie odzywaliśmy się do siebie przez długą chwilę, po prostu stojąc tam i uśmiechając się do siebie. Czując zwyczajny impuls przyciągania, zbliżyłam się do niego jeszcze bardziej i położyłam swoje dłonie na jego karku, uśmiechając się radośnie.
Nagle usłyszałam, jak ktoś gwiżdże, a Chaz, który właśnie nas mijał (oczywiście z Justinem), zatrzymał się i pokręcił głową, patrząc na nas i irytująco się uśmiechając.
Opuściłam ręce w momencie, gdy Chaz do nas podszedł.
Chaz ohydnie przerzucił rękę przez moje ramiona.
- Wow, Nash. Nigdy nie pomyślałbym, że możesz to z kimś robić. Szczególnie, biorąc pod uwagę fakt z kim, to robisz –ucichł, posyłając rozbawiony uśmieszek Gregowi.
Greg napiął się i zauważyłam, jak zaciska dłonie w pięści.
Złapałam rękę Chaza i zrzuciłam ją ze swoich ramion, posyłając mu gniewne spojrzenie, gdy dołączył do nas Justin.
- Jesteś fiutem, Somers – splunął gorzko Greg.
- To nie to, co mówiła twoja matka wczoraj w nocy – zachichotał.
Justin prychnął, a Chaz posłał mu uśmiech.
Wyraz twarzy Grega z każdą sekundą stawał się chłodniejszy i bardziej wściekły.
- Obydwoje możecie sobie pójść- powiedziałam szybko, przewracając oczami na ich niedojrzałość.
- Dlaczego, Nash? Nie chcesz nas tutaj? – zapytał Justin, unosząc brwi, na jego ustach pojawił się uśmiech. W jego oczach był błysk mówiący jasno „Co innego mówiłaś w sobotnią noc”.
Ostrzeżona otworzyłam szeroko oczy.
- Nie, nie chcę, Bieber. Możecie się teraz odpieprzyć, okej dzięki – powiedziałam spokojnie.
Jego brwi uniosły się jeszcze bardziej, gdy posłał do mnie uśmiech.
- Z chęcią. Jesteś bardzo irytująca.
Skrzyżowałam ramiona, uśmiechając się sztucznie do niego.
- Podzielam twoje uczucie.
Ej – przynajmniej potrafiliśmy świetnie grać przed naszymi przyjaciółmi.
Justin wydał grymas niezadowolenia (troszeczkę za bardzo dramatyczny, musimy nad tym później popracować).
- Chodź – mruknął do Chaza, odwracając się i odchodząc.
- Do później, Nash. Do później, pedale – powiedział Chaz, okropnie salutując do Grega, zanim odwrócił się i ruszył dalej korytarzem.
Kątem oka widziałam, jak Justin zostaje praktycznie zgwałcony przez Aubrey, która zapiszczała głośno i zarzuciła ramiona wokół niego, mocno go całując i przyciskając do szafek.
Zmarszczyłam brwi, czując nagły przypływ irytacji i innego dziwnego uczucia kotłującego we mnie.
Em.. okej?
To było dziwne.
Od kiedy czuję to coś, gdy widzę Aubrey i Justina razem?
Pokręciłam głową, próbując to z niej wyrzucić i skupić się na sytuacji obok mnie.
Natasha głośno trzasnęła szafką.
- Ta dwójka – powiedziała ostro, wskazując ze złością miejsce, w którym Aubrey i Justin się obściskiwali, a Chaz spacerował po korytarzu, flirtując z każdą dziewczyną, na którą mógł położyć swoje obrzydliwe łapska. – Jest najbardziej irytującą parą dupków, których kiedykolwiek spotkałam.
- Wiem – rzekłam niezadowolona – Obydwoje są idiotami.
I byli.
Okej, bynajmniej Chaz był.
I Justin.
No dobra, czasami.
Czekaj, co?
Dlaczego tak myślę?
... Ugh.
Greg pokręcił głową z irytacją.
- W każdym razie –oznajmił, próbując zmienić temat. – Mandy – powiedział, kierując swoją uwagę na mnie.
Uniosłam pytająco brwi.
- Słyszałaś ogłoszenie o jesiennym balu? – zapytał.
- Nie – odpowiedziałam, kręcąc głową.
- Ahh, więc – Greg wzruszył potulnie ramionami, drapiąc się w tył głowy i słodko się do mnie
uśmiechając. Na jego policzkach zaczynały być widoczne rumieńce. – Widziałem kilka plakatów i słyszałem, jak kilka ludzi o tym rozmawia. Jest za dwa tygodnie, 6 listopada. – Wzruszył ponownie ramionami, posyłając mi półuśmiech. – Zastanawiałem się, czy chciałabyś ze mną pójść?
Natasha wypuściła powietrze i wydała z siebie głośne „aww”.
Greg i ja tylko posłaliśmy jej spojrzenie.
Kręcąc głową z rozbawieniem, z powrotem odwróciłam się twarzą do Grega, czując jak na moich ustach pojawia się szeroki uśmiech.
-
Oczywiście, że tak! – odpowiedziałam z radością.
Oczywiście, że tak! – odpowiedziałam z radością.
- Naprawdę? – zapytał, jego twarz pojaśniała.
Zachichotałam.
- Jesteś moim chłopakiem – przypomniałam mu.
Wydał z siebie zdławiony śmiech, pochylając się i chwytając mnie za biodro.
- To prawda – powiedział niskim głosem, przyciskając delikatnie swoje usta do moich.
Kiedy się odsunął, zapiszczałam cicho z podekscytowaniem.
- Będzie świetna zabawa! – wykrzyknęłam.
Zaśmiał się.
- Dziewczyno, będziemy musiały udać się na zakupy po sukienki – zaśpiewała Natasha, posyłając mi spojrzenie.
Pokiwałam głową, uśmiechając się do niej.
- Tak, proszę – odpowiedziałam.
Uśmiechnęła się.
- Ale później będziesz musiała mi pomóc znaleźć partnera.
- Okej, pomogę – zaśmiałam się.
Uśmiechnęła się.
- Fajnie.
Odwracając się z powrotem twarzą do Grega, pochyliłam się i cmoknęłam go w usta, odsuwając się po chwili i szeroko się uśmiechając.
- Nie mogę się doczekać – oznajmiłam.
I pierwszy raz od jakiegoś czasu, powiedziałam prawdę.
***
- Jesteś pewny, że nikt nas tutaj nie znajdzie? – zapytałam niepewnie, patrząc na Justina i przygryzając wargę.
Odwrócił się, żeby spojrzeć na mnie z rozdrażnionym wyrazem na twarzy.
- Naprawdę myślisz, że ludzie zwyczajnie zdecydują sprawdzić dach? – zapytał zirytowany.
Wzruszyłam ramionami.
- Ty sprawdziłeś – zauważyłam.
Teraz on wzruszył ramionami.
- To co innego –odpowiedział.
Uniosłam brwi.
- Jak niby?
- Byłem śledzony przez grupę dziewięciolatek, które są moimi fankami. Musiałem szybko uciec. One nawet szły za mną do toalety. Do męskiej toalety – wyjaśnił – Biegłem, aż wylądowałem na poddaszu i znalazłem wejście na dach – wzruszył ramionami – To był przypadek.
Wciąż patrzyłam na niego sceptycznie.
- Nikt nas nie znajdzie – popatrzył się na mnie rozdrażniony.
- Jeśli tak mówisz... – ucichłam.
- Obiecuję – oznajmił beznamiętnie.
Tylko się uśmiechnęłam.
Byliśmy na dachu naszej szkoły, siedząc z jego jednej strony z porozrzucanymi chaotycznie wokół nas książkami, zeszytami, teczkami i segregatorami. Po tym jak Greg zaprosił mnie na bal, poszłam na lekcję po to tylko, żeby być rozkojarzoną przez wiadomość od Justina oznajmiającą, że musimy się ponownie spotkać w sprawie projektu, uwzględniając fakt, że nie będzie go w mieście od czwartku. Odpowiedziałam mu, że ten wieczór mi pasuje, na co się zgodził. Tego dnia moja mama przygotowywała obiad dla jej współpracowników i szefa u mnie w domu, więc powiedziałam mu, że nie możemy się tam spotkać, i z jakiegoś powodu, zamiast spotkania się u niego, jak oczekiwałam, zasugerował, że popracujemy nad projektem gdzieś indziej, żeby „zmienić scenerię”.
Chociaż byłam zdezorientowana dlaczego, zgodziłam się.
Tak więc, po poinformowaniu mojej mamy, spotkałam się z Justinem pod jego szafką. Przeprowadził mnie przez całą szkołę, aż do wejścia na dach, o którego istnieniu nie miałam pojęcia.
I całkiem szczerze, trasa prowadząca na poddasze była skomplikowana, więc miałam wątpliwości, czy będę w stanie znaleźć drogę powrotną bez Justina.
Więc przypuszczam, że miał rację, że nikt nas tu nie znajdzie.
- Dobrze- zaczęłam po chwili, przysuwając do siebie moje notatki oraz potrzebne arkusze i przyglądając się im. Dotknęłam jedną z kartek ołówkiem. – Jak powinniśmy powiązać trwający spór
Kapuletów i Monteków z kwestią tematu? Powinniśmy porównać to ze współczesnymi działaniami wojennymi? Czy może z problemami różnych rządów?
Odwróciłam się do niego, żeby okazało się, że w ogóle mnie nie słucha.
Miał zamknięte oczy (co pozwoliło mi zauważyć, że nie ma już siniaka pod okiem) i pocierał dłonią czoło.
-Now you don’t wanna let go,
And i don’t wanna let you know,
That there-
Kurwa – mruknął do siebie Justin, z frustracji ściskając dłonie w pięści, kiedy nie mógł wyciągnąć ostatniego wersu.
Tylko uniosłam brwi.
- Eh.. – ucichłam.
- Poczekaj – powiedział, pokazując w moim kierunku wskazujący palec i oblizując usta.
-Now you don’t wanna let go,
And i don’t wanna let you know,
That there might be something real between us too,
Who knew? – wydał z siebie grymas niezadowolenia,
uderzając się w kolano – Boże!
- Co robisz? – zapytałam, patrząc na niego.
Nie patrząc na mnie, odezwał się.
- Mam występować na koncertach, imprezach i programach praktycznie przez cały tydzień, kiedy mnie nie będzie, a mój głos jest popieprzony. Nie mogę wyciągać wysokich dźwięków – jęknął w frustracji, przeczesując ręką włosy i kręcąc gorzko głową. – Boże.
Przygryzłam zewnętrzną stronę wargi z niepokojem, nie będąc pewną, co powinnam powiedzieć.
- Nie masz... czegoś typu... lekcji wokalnych czy coś? – zapytałam nerwowo.
Pokiwał głową z patetycznym wyrazem twarzy.
- I surowe wytyczne co powinienem jeść i pić.
Uniosłam brwi w szoku.
Naprawdę?
- Więc jak wychodzisz i się upijasz? – zapytałam podejrzliwie, krzyżując ramiona – Masz na to pozwolenie?
Justin wzruszył ramionami.
- Nie, ale tak czy siak to robię.
Prychnęłam.
- Co? – zapytał, odwracając głowę, żeby spojrzeć na mnie.
- Jesteś po prostu... nie wiem – powiedziałam, uśmiechając się – Jesteś hardkorem.
Wzruszył luźno ramionami, jakby nie było w tym nic dziwnego, chociaż wyglądał na zadowolonego z samego siebie.
Zapanowała chwila ciszy, zanim Justin ponownie jęknął, opierając głowę o niską ściankę idącą wzdłuż tej strony dachu.
- Jeżeli spieprzę którykolwiek z występów, nie żyję. Dosłownie. Scooter mnie zabije.
Spojrzałam na niego współczująco.
- Emm... więc – zaczęłam niepewnie. - Może po prostu nie możesz wyciągnąć tych dźwięków dzisiaj.
Jestem pewna, że jutro będzie wszystko w porządku z twoim głosem. – powiedziałam
optymistycznie, machając pokrzepiająco dłonią.
Pokręcił głową.
-Nie rozumiesz, Mandy. Mój głos musi być zawsze perfekcyjny – jego głos był naglący i delikatnie szorstki.
- Justin...- zaczęłam po chwili, marszcząc brwi. – Nie musisz być idealny.
- O tak, muszę. Przynajmniej kiedy chodzi o pracę – odpowiedział zawzięcie.
- Dlaczego? – zapytałam zaalarmowana.
- Ponieważ... – westchnął. – Nieważne, zapomnij – mruknął. – Wróćmy do pracy.
Wpatrywałam się w niego przez długą chwilę.
- Nie – odpowiedziałam spokojnie – Nie, dopóki nie powiesz mi dlaczego.
- To nic. To nie ma znaczenia – odpowiedział poirytowany.
- Jasne, że ma – oznajmiłam. – Teraz mi powiedz.
Pokręcił tylko głową.
- Justin! – powiedziałam zdecydowanie.
- Okej! – wykrzyknął. – Boże – posłał mi piorunujące spojrzenie. – Jest tak... – westchnął, potrząsając głową z irytacją. – Jeżeli nie jestem perfekcyjny w pracy, czuję się, jakbym zawiódł moją mamę – jego głos był niski. – Już wystarczająco ją zawodzę, cały czas wychodząc i imprezując, ale... robię to, żeby zwrócić jej uwagę. Aktualnie... wiesz... sprawiam, że czuje się dumna przez moją pracę – pokręcił głową. – To głupie, wiem.
- Nie, nie jest - powiedziałam cicho.
Powoli odwrócił głowę, żeby na mnie spojrzeć. Na jego czole pojawiła się zmarszczka.
- Myślę, że to... no wiesz... ma sens. Prawdopodobnie czułabym się tak samo – odpowiedziałam prosto, wzruszając ramionami.
Zapanowała długa chwila ciszy.
- Ale jest jedna rzecz, której nie rozumiem... – zaczęłam po chwili.
Spojrzał na mnie pytająco.
- Dlaczego czujesz się, jakbyś tak bardzo zawodził swoją mamę? Szczerze uważam, że nie ma nic w tobie, co mogłoby ją zawieźć. Mam na myśli... tak, potrafisz być aroganckim dupkiem... I masz tendencję do bycia nieco jak męska dziwka. I naprawdę lubisz imprezować. I-
- Zrozumiałem – powiedział ostro Justin.
Zaśmiałam się delikatnie, trącając go lekko łokciem.
- Przepraszam – powiedziałam.
Chwila ciszy.
- Ale jest o dużo więcej rzeczy, z których może być dumna. Mam na myśli... twoją karierę... to
szalone. Osiągnąłeś tak wiele, nie mając pratkycznie pomocy. Zrobiłeś to wszystko sam. Masz tony nagród, masz dosłownie miliony fanów, praktycznie każdy w Hollywood cię kocha, byłeś nominowany do nagrody Grammy, kiedy miałeś zaledwie szesnaście lat. Mam na myśli... – wzruszyłam ramionami. - To szalone. Jest tak wiele rzeczy, z których każdy byłby dumny.
Przez moment Justin wpatrywał się w małą drobinkę na ziemi, zanim mały uśmiech uformował się na jego twarzy. Przekręcił głowę, żeby spojrzeć na mnie, uśmiechając się szeroko.
- Wow, Nash. To prawdopodobnie najmilsza rzecz, jaką do mnie kiedykolwiek powiedziałaś.
Zaśmiałam się, wzruszając ramionami.
- Ehh... mam swoje momenty.
Zaśmiał się, trącając mnie łokciem.
Dłuższa pauza, cisza utrzymywała się pomiędzy nami w naturalny sposób.
- Teraz, kiedy jesteśmy w tak głębokiej rozmowie, chcesz mi powiedzieć, dlaczego nie chciałeś się spotkać u ciebie? – zapytałam ciekawa, unosząc do niego brwi.
Wzruszył ramionami.
- Frank przychodzi na obiad – odpowiedział.
- Oh – rzekłam.
Ponownie wzruszył ramionami.
- Nie chciałem się męczyć z jego chamstwem, które okazywałby mi, szczególnie przy tobie, więc..
- Rozumiem – odpowiedziałam, potakując głową.
Znów zapadła pomiędzy nami cisza.
- Będziesz w mieście na jesiennym balu? – zapytałam, podtrzymując rozmowę.
Jęknął, opierając się tyłem o ścianę i zamykając oczy.
- Co? – zapytałam.
- Aubrey zadzwoniła do mnie wczoraj wieczorem, marudząc o tym cholernym balu i pytając, czy będę. Kazała mi obiecać być, jeżeli będzie jakakolwiek możliwość, żebym przyjechał. – odpowiedział ekstremalnie znudzonym głosem.
- O... kej? – zapytałam.
Odwrócił głowę, żebe spojrzeć na mnie.
- Tak, idę – powiedział tym samym znudzonym głosem. – Niestety będę już w mieście.
- Niestety? – powtórzyłam. – Czyżby zboczona gwiazda popu nie czekała na możliwość pooglądania dziewczyn ubranych praktycznie jak dziwki?
Posłał mi zirytowane spojrzenie.
- Nie miło to mówić, Nash, ale wszystko co muszę robić to planować trasę, a to mogę mieć każdego dnia – puścił do mnie oczko.
Przewróciłam oczami.
- Nie ma w tym nic złego, chociaż myślę, że mylisz mnie z Chazem. On jest bardziej tym „zainteresowany” - przerwał na chwilę. – Nie wiem, uważam, że bale są w porządku, może to po prostu przez to, jak irytująco Aubrey marudziła o tym, żebym był w mieście. To mnie trochę przeraża.
- W sumie ma to sens – odpowiedziałam.
Wzruszył ramionami.
- W każdym razie, odpowiadając na twoje pytanie, będę w mieście i idę z Aubrey.
Pokiwałam głową.
No tak, przypuszczam, że powinnam była tak zakładać.
I naprawdę nie wiem, ale usłyszenie, jak mówi coś takiego, sprawiło, że poczułam coś... dziwnego.
Prawie jakbym...była... zazdrosna?
O, Boże, nie.
Proszę, nie.
Nie pozwól mi być zazdrosną.
Ponieważ to by oznaczało, że.... nie. Po prostu... nie.
Nawet nie wiem, dlaczego miałabym być, no bo przecież nie było żadnej możliwości, żebym z nim poszła.
I tak naprawdę... dlaczego miałabym chcieć?
Jest dupkiem.
... Kiedy chce być.
Ale wciąż.
- Zgaduję, że idziesz z Loser Boyem? – zapytał po chwili Justin, przerywając chwilową ciszę, która między nami zapadła.
Pokiwałam głową, patrząc na niego.
- Ta – powiedziałam. – Zapytał mnie dzisiaj rano.
Justin pokiwał głową z nieczytelnym wyrazem twarzy.
- Fajnie – rzekł po chwili.
Ale nie brzmiał, jakby miał właśnie to na myśli.
- Przypuszczam – odpowiedziałam, po czym wzruszyłam ramionami. – To tylko tańce.
- Tak – odpowiedział cicho.
Zapanował kolejny moment ciszy, w czasie którego siedzieliśmy pogrążeni we własnych myślach.
Nie było niezręcznie. Muszę nawet przyznać, że ta cisza w pewien sposób była nawet... przyjemna.
Poczułam na sobie spojrzenie Justina, ale nie popatrzyłam na niego. Zamiast tego, patrzyłam prosto przed siebie, czując jak wiatr muska moją skórę, rozwiewając moje włosy.
Nagle, Justin parsknął.
Natychmiastowo odwróciłam głowę w jego kierunku.
- Co? – powiedziałam.
- Fajna malinka – oznajmił, uśmiechając się do mnie głupkowato i unosząc sugestywnie brwi.
Zamknęłam na moment oczy.
- Przypuszczam w takim razie, że puder zszedł?
- Nom – pokiwał głową.
Zmarszczyłam brwi w niezadowoleniu, przerzucając włosy na ramiona tak, żeby zakryć szyję.
Justin tylko chichotał, ale byłam w stanie dostrzec, jak trzęsły mu się ramiona przez to, jak bardzo się śmiał.
- Zamknij się – powiedziałam, zbliżając się do niego i klepiąc go w ramię. – To twoja wina, że ją mam –przypomniałam ostro, posyłając mu karcące spojrzenie.
Tylko zachichotał.
- Podobało ci się – powiedział, uśmiechając się.
Posłałam mu tylko spojrzenie, na co odwdzięczył się zawadiackim uśmiechem.
- Zamknij się – powtórzyłam, przewracając oczami.
- Ktoś jest zakłopotany – zaśpiewał, uśmiechając się.
- Nie jestem zakłopotana, jestem poirytowana! – powiedziałam, odwracając się twarzą do niego. – Wiesz, co by było, gdyby Greg to zauważył?- syknęłam, dotykając palcem szyi. – Natasha była tą, która to zauważyła tego ranka, nawet ja o tym nie wiedziałam! Musiałam kłamać i powiedzieć, że poparzyłam się prostownicą. Mogłam powiedzieć to samo Gregowi, ale... – potrząsnęłam mocno głową. – Znając jego, dostałby palpitacji serca i przesłuchiwałby mnie, mówiąc, że powinnam pójść do... szpitala albo gdziekolwiek, żeby upewnić się, że wszystko jest w porządku – przewróciłam oczami.
Justin prychnął.
- Jesteś ewidentnie zakłopotana – rzekł, szeroko się uśmiechając.
Zbliżyłam się do niego i roztrzepałam mu włosy.
- Nie jestem zakłopotana! – krzyknęłam, czując jak niekontrolowany rumieniec pojawia się na mojej twarzy.
Wzruszył ramionami.
- To nic takiego. Wiem, że dla ciebie mam największy seksapil i oddziałuję na twoją zdolność do normalnego funkcjonowania. A to – powiedział, wskazując na znajdującą się na mojej szyi malinkę.
– Zawstydza cię, ponieważ przypomina ci, jak bardzo ci się podobało, gdy ją robiłem – uśmiechnął się zawadiacko i wzruszył ramionami. – Nie bądź zawstydzona, Nash. Robię na tobie to samo wrażenie, co na dwudziestu milionach dziewczyn. Nie jesteś sama.
Klapnęłam go mocno w ramię.
- Boże, jesteś strasznie wkurzający! – krzyknęłam, potrząsając głową z irytacją.
Jedynie zachichotał.
Zgięłam z irytacją ramiona, osuwając się tyłem o ścianę. Po chwili podniosłam moje notatki i ołówek i położyłam je na kolanach.
- Proszę, możemy się skupić na tym, po co tu przyszliśmy? – zapytałam poirytowana, klepiąc krawędź kartki ołówkiem.
Posłał mi rozdrażnione, przekomarzające się spojrzenie.
- Okej – odpowiedział po chwili.
- W końcu – mruknęłam bez tchu i zaczęłam ponownie dumać nad moimi notatkami, marszcząc brwi, kiedy czytałam kilka zdań i kluczowcyh haseł, które nabazgrałam czytająć kolejny raz jeden z aktów sztuki, którą analizowaliśmy.
W tym momencie poczułam mocny podmuch wiatru, a przez mój kręgosłup przeszła fala dreszczy.
Gwałtownie zadrżałam.
- O mój Boże, jak zimno – rzekłam w pośpiechu, otaczając się ramionami.
Myślę, że to był błąd, zakładając tylko kurtkę i bluzkę z krótkim rękawem, no i oczywiście dżinsy, ale był już prawie listpoad, a znajdujemy się w Kanadzie.
Kretynka.
Justin spojrzał na mnie z rozbawieniem.
- Pomogłoby, gdybyś ubrała się odrobinę grubiej na chłodną pogodę – oznajmił.
Posłałam mu szybkie spojrzenie.
- Ty masz tylko dżinsy i bluzę na sobie – rzekłam chłodno. – Zrobiłeś to co ja.
- Ta, ale komu tu jest zimno? – zapytał, uśmiechając się do mnie.
Burknęłam coś pod nosem z irytacją i odwróciłam głowę, przyciągając kolana do klatki piersiowej,
kiedy ponownie zawiał wiatr.
Justin zachichotał z rozbawieniem, potrząsając głową.
- Chodź tutaj – powiedział zdesperowany, wydając z siebie stłumiony śmiech.
Zanim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, Justin otoczył mnie ramionami i przycisnął mnie do swojej klatki piersiowej. Czułam ciepło bijące od jego ciała, więc wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi i, chociaż byłam kompletnie zaskoczona, uśmiechałam się w duchu, gdy poczułam się zrelaksowana i zrobiło mi się cieplej.
- W porządku – skomentowałam w jego szyję.
Zaśmiał się, złączając palce na moich plecach.
- No dalej – nakłaniał mnie żartobliwie. – Obejmij mnie, nie gryzę. Chociaż...- uśmiechnął się do mnie. – Mógłbym, ale obiecuję, podobałoby ci się – mrugnął do mnie, wskazując głową na moją szyję.
Przewróciłam oczami ze złośliwością.
- No dalejjjjj – nakłaniał mnie ponownie, uśmiechając się szeroko w żartobliwy sposób.
Wyolbrzymiając jęk, otoczyłam go ramionami, ciasno przytulając.
- O wiele lepiej – rzekł zawadiacko.
Prychnęłam tylko, kręcąc głową z rozbawieniem. – Jesteś strasznie irytujący.
- Ale jest ci teraz ciepło, czyż nie? – odpowiedział, uśmiechając się do mnie w irytująco pewny siebie i kokieteryjny sposób.
- Tak – odpowiedziałam niechętnie.
Zaśmiał się.
Zapanowała długa cisza, pozostawiając naszą dwójkę siedzącą z ramionami wokół siebie,
ogrzewającą się ciepłem własnych ciał.
W końcu, co wydawało się wiekami, odezwałam się.
- Dlaczego nagle się tak zachowujesz? – zapytałam, mówiąć dokładnie to, co chodziło mi po głowie.
Justin pochylił głowę, żeby na mnie spojrzeć. Posłał mi
zmieszane spojrzenie.
- Co masz na myśli? – zapytał.
- Nigdy wcześniej nie widziałam, żebyś zachowywał się w ten sposób – odpowiedziałam. – Nie wiem... Po prostu to jest jak nie ty. Ten cały wieczór.
Wzruszył ramionami.
- Właściwie, to to jest jak ja. Nigdy nie miałaś okazji zobaczyć mnie z tej strony... Prawdę mówiąc, Nash, nie znasz mnie tak dobrze. Jest wiele rzeczy o mnie, o których nie wiesz.
Byłam przez chwilę cicho, rozważając to, co właśnie powiedział.
- Pewnie masz rację - dodałam.
Chwila ciszy.
- Chociaż... – zaśmiał się krótko. – Chcesaz wiedzieć coś dziwnego?
Posłałam mu pytające spojrzenie, unosząc głowę, żeby spojrzeć mu w oczy.
Patrzył na mnie w dół, przenosząc swoje dłonie na moją talię.
- Prawdopodobnie, wiesz o mnie więcej niż którakolwiek dziewczyna, która nie jest ani moją mamą, ani ze mną nie pracuje – posłał mi lekki uśmiech. – A to mówi naprawdę wiele – uśmiechnął się wyzywająco.
Patrzyłam tylko na niego, zanim na mojej twarzy powoli pojawił się uśmiech.
- Interesujące, uwzględniając, że jeszcze miesiąc temu się nienawidziliśmy – zaobserwowałam.
Pokiwał raz głową.
- Nom.
Wydałam z siebie krótki śmiech, czując jak przechodzi przeze mnie jakieś inne uczucie – trochę dziwne, zawrotne, radosne.
Uśmiechając się wciąż do niego, zdjęłam ręce z jego pleców. Złapałam jego twarz w dłonie i, podciągając się troszkę do góry, pocałowałam go mocno w usta, wciąż się uśmiechając.
To było spontaniczne, ale odpowiednie na ten moment.
Bez żadnego słowa, odsunęłam się i ponownie go objęłam, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
To była inna i nieoczekiwana chwila, ale także słodks. Razem, nasza dwójka leżała tam w ciszy, ogrzewając się nawzajem i nie czując potrzeby wymawiania słów, z zapomnianymi notatkami i papierami leżącymi wokół nas.
Nigdy nie oczekiwałam, że coś takiego, co włanie się stało, stanie się z kimś takim jak Justin.
Ale przypuszczam, że ludzie potrafią zaskakiwać i tak jak powiedział, jest wiele rzeczy o nim, o których nie wiem.
I hej – każdy ma tę spontaniczną, zabawną, kokieteryjną stronę. To część młodości, czyż nie?
Nigdy nie oczekiwałam tego od Justina, w każdym bądź razie nie do mnie ze wszystkich ludzi.
Ale to nie tak, że narzekam.
Fakt faktem... podobała mi się ta jego strona.
Była słodka.
To było dziwne, ta nagła zmiana uczuć do niego.
Mam na myśli, że moje uczucia stopniowo zmieniały się, odkąd zdecydowaliśmy się na tę „za-wszystkich-plecami” rzecz.
Ale najzabawniejsze jest... że dzisiaj nie czuję się, jakbyśmy się ukrywali.
Czułam się, jakbyśmy byli normalną parą albo chociaż zwykłymi nastolatkami, którzy podobają się sobie nawzajem.
I tak jak siedziałam na tym dachu, leżąc w jego ramionach, zostałam przytłoczona przez pewną, przerażającą możliwość.
To uczucie, którego doświadczyłam, gdy zdałam sobie sprawę, że Justin idzie na bal z Aubrey?
To była zazdrość.
Nie wiedziałam jak ani dlaczego, i nigdy bym tego nie przypuszczała... ale wraz z upływem ostatnich tygodni, coraz bardziej przyzwyczajałam się do chłopaka, do którego byłam obecnie przytulona.
Praktycznie nienawidzę dodawania tego, ponieważ doszczętnie podobało mi się nienawidzenie jego i wszystkiego, co z nim związane, przez poprzednie lata.
Ale przez pewien powód oraz bardzo dziwną i nieoczekiwaną kombinację okoliczności... moje uczucia do Justina drametialnie zmieniły się od tych kiedyś.
... Tak jak bardzo mnie przeraża przyznanie się do tego... Nie będę nienawidzić Justina już nigdy więcej.
I nie, nie lubię go jak znajomego czy nawet przyjaciela.
Czuję coś do niego, coś prawdziwego i zasadnego.
Podoba mi się.
To obłąkane i szaleńcze, dziwne i absurdalne, i mnie przeraża.
Ale mówienie prawdy i przyznanie się do tego – nawet tylko w mojej głowie – nigdy nie było tak przyjemne.
****************************************************
Tak słodziutko tym razem :)
Tak słodziutko tym razem :)
Dziękuję za miłe komentarze pod poprzednim rozdziałem. Miło, że są osoby, które szanują czas i pracę, którą wkładamy w prowadzenie bloga i tłumaczenie rozdziałów, które do krótkich nie należą.
Przypominam, że możecie mnie znaleźć na twitterze pod nickiem @glossnex. Pozdrawiam.
****
Hej chcę was zaprosić na nowe tłumaczenie http://tlumaczenie-he-s-no-good.blogspot.com/ Posty będą pojawiać się co 3 dni. (na 100% bo są już przetłumaczone) zapraszam was serdecznie Paulina. :)
Awwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwwww jak słodko <3
OdpowiedzUsuńjsbduavsbdshdsbhjas Kocham to ff!
Jacieeee! Jaki przesłodki rozdział, mam nadzieję, ze juz niedługo przestaną się ukrywać i ze do czegoś dojdzie na balu jesiennym! Kocham, że to tłumaczysz, dziękuję baaaaaarddzo! ♡♡♡
OdpowiedzUsuńAww.. jak słodko! Czekam na nn!
OdpowiedzUsuńŚwietny ;)
OdpowiedzUsuńJeju jacy slodcy!! i tem rozdział tak szybko!! dziękuje!!! a co do nowego tłumaczenia to trafione q dziesiątkę bo właśnie zaczynałam czytać po angielsku ale jakos mi nie szło haha @MyBooBear_xx
OdpowiedzUsuńawwwwwwwwwwww najsłodsza para ever! <3 Uwielbiam ich i to że Mandy się przyznała ze Justin jej się podoba, teraz trzeba czekać aż Justin uświadomi sobie ze podoba mu się Mandy
OdpowiedzUsuńomg jak słodko <3
OdpowiedzUsuńCzyżby nasza mała Mendy sie zakochiwała wJustinie :)
OdpowiedzUsuńświetny rozdział ! Zajrzysz na mojego bloga ? http://danger-love-justin-jessica.blogspot.com/
OdpowiedzUsuńAwww jakie to slodkie*,* czekam na kolejny ^ ^
OdpowiedzUsuńo booooze uśmiecham się jak głupia gdy to czytam ! :) CUDOWNY ROZDZIAŁ , już nie mogę doczekać się następnego ! <3
OdpowiedzUsuńFuckOffBabyy :)
awwwww czekam <3
OdpowiedzUsuńZaczyna się coś dziać XD
OdpowiedzUsuńomg jaki słodki rozdział awwww *.*
OdpowiedzUsuńczekam nn
Czemu to jest takie wspaniałe!?? ;*
OdpowiedzUsuńUwielbiam te opowiadanie i świetnie tlumaczysz ;)
OdpowiedzUsuńNajlepsze!
OdpowiedzUsuńjejuuuu ❤️❤️❤️
OdpowiedzUsuńTacy słodcy <3 cudowne. <3
OdpowiedzUsuńTaaaak jeju jak słodko x
OdpowiedzUsuńcudowny ;)
OdpowiedzUsuńSwietny ;)
OdpowiedzUsuńWow to jest takie świetne ^^
OdpowiedzUsuńCudowny rozdział ♥
OdpowiedzUsuńJejku proszę dodaj szybko kolejny ;) najlepszy rozdział i dzięki ze tlumaczysz
OdpowiedzUsuń;)
OdpowiedzUsuń