środa, 20 stycznia 2016

Thirty

Justin Bieber
- Justin! - wykrzyknął chór damskich głosów.

Odgarnąłem włosy i poprawiłem kołnierz mojej skórzanej kurtki, następnie odwracając się do nich twarzą, natychmiastowo posyłając im uwodzicielski uśmiech.

Stały tam, szeroko się do mnie uśmiechając Amber Ashley, Taylor Allivander i Jija Parker - trzy bardzo sławne i bardzo piękne tancerki.

Wszystkie wystąpiły w moim teledysku do 'Baby'. Tak je poznałem i od tamtego czasu jesteśmy przyjaciółmi. Nie widziałem ich od czasu imprezy Drake'a w Toronto i szczerze powiedziawszy, nie spodziewałem się ich tutaj zobaczyć.

Impreza Drake'a.

Cholera, nawet myślenie o tym mnie boli.

Ponieważ wtedy wszystko zrozumiałem i zacząłem nieustannie myśleć, o tej jednej konkretnej dziewczynie - kimś, kogo nienawidziłem przez całe swoje życie i nigdy nawet nie przyszło mi na myśl, że skończę z rosnącym prawdziwym uczuciem do niej.

To właśnie tej nocy to wszystko się zaczęło - uczucia, romans, szaleństwo, które od tamtego dnia nieustannie narastało.

W pewnym sensie, życzyłbym sobie, aby ta noc nigdy się nie wydarzyła.

Może wtedy, nie czułbym się teraz jak jedno wielkie pieprzone emocjonalne gówno. 

W tym momencie byłem w Nowym Jorku w jakimś bezsensownym clubie na after-party po gali rozdania nagród.

Cała gala zapisała się w mojej pamięci niewyraźnie, bo przez cały ten czas byłem nieobecny. Nie mogłem sobie nawet przypomnieć z jakiej okazji ona była.

Cokolwiek. 

To i tak jest nieistotne.

Wygrałem pęk nagród (jak zawsze), umieściłem na twarzy sztuczny uśmiech, wygłosiłem tę samą przemowę 'dzieciak-z-małego-miasta-w-Kanadzie', którą mówię zawsze, zanim jak robot schodzę ze sceny.

Wszystko czym naprawdę się przejmowałem i o czym jedynie mogłem myśleć przez całe show, to after-party. 

Mówiąc bez ogródek, przez cały tydzień, po prostu musiałem..

Wszystko co chciałem zrobić to schlać się w trzy dupy tak bardzo jak to możliwe, więc mógłbym zapomnieć o wszystkim i uciec od tego koszmaru, który wstyd mi przyznać, że nawiedza mnie i sprawia, że jestem bardziej przerażony niż w całym swoim życiu. 

Upicie się, sprawi, że rzeczy staną się lepsze i prostsze tymczasowo, ale hej - lepsze to, niż nic.

-Witajcie, drogie panie. - przeciągnąłem, przeradzając uśmiech w pewny siebie uśmieszek. Podszedłem do nich i owinąłem ramiona wokół Taylor i Jiji. - Jak leci?

Jija zachichotała, umieszczając dłoń na moim ramieniu i szeroko się do mnie uśmiechając. - Dobrze. A u ciebie?

-Tęskniłyśmy za tobą! - wykrzyknęła Amber. 

-Też za wami tęskniłem, dziewczyny. Nie widziałem was przez wieki. - odpowiedziałem.

Uśmiechnęły się do mnie promiennie.

To śmieszne jak łatwo mogłem sprawić, że dziewczyny ulegają każdemu memu słowu.

Mam na myśli, jestem nastolatkiem, więc oczywiście, nie mam ku temu nic przeciwko.

Jednak przez większość czasu, przyłapywałem się na zastanawianiu, co było we mnie tak atrakcyjnego dla nich.

Ja po prostu jestem dupkiem i tchórzem, który zbyt bardzo przejmuje się tym, co inni o nim myślą.

Było to dla mnie zdecydowanie wyraźniejsze, odkąd pozwoliłem Mandy zostać ośmieszoną w sposób w jaki to zrobiła Aubrey przed całą szkołą.

Więc zgaduję, że jestem po prostu bardzo dobry w udawaniu.

- A więc, moje panie, jakie jest wasze postanowienie na dzisiejszą noc? - spytałem swobodnie, uśmiechając się do nich.

-Jesteśmy gotowe, żeby imprezować! - Amber wykrzyknęła, chichotając.

Jija i Taylor pokiwały głowami, uśmiechając się szczęśliwie. 

-Mamy występ w Chicago w poniedziałek, więc już myślałyśmy, że nie będziemy wstanie być dzisiaj na gali, ale jesteśmy! Więc zdecydowanie, jestem gotowa by imprezować! - Jia oświadczyła.

Pozwoliłem kokieteryjnemu uśmiechu uformować się na mojej twarzy. - Brzmi świetnie, ponieważ ja też jestem. - strzeliłem im sugestywne spojrzenie.

Taylor zachichotała. - Dobrze wiedzieć. - odparła.

-Panie, pozwólcie, że pójdę i kupię wam drinki. - powiedziałem swobodnie. 

Pokiwały ochoczo głowami, wszystkie zaczynając szeptać o czymś, czym  się szczególnie nie przejmowałem. Jednak udając, że jednak to robię, uśmiechnąłem się najsztuczniej jak to możliwe, zanim odwróciłem się i zacząłem przeciskać się przez zatłoczony klub, w kierunku baru, dłońmi subtelnie starając się chwycić Taylor i Jije za tyłki. Udało się.

Dwadzieścia minut później, już mogłem poczuć, że jestem wstawiony. Amber i Jija wzdychały do pijanego Chace'a Crawford'a, który z ożywieniem wymachiwał  rękami, opowiadając jakąś historię, związaną z kurczakiem i  clubem wypełnionym stałymi klientami.**

Kelner przechodził obok, niosąc ze sobą tacę, wypełnioną szklanymi kieliszkami z wódką, a moje ramie od razu wystrzeliło w górę, aby zatrzymać go.

Następnie moja ręka chwyciła tacę, gdy próbowałem ponieść z niej kieliszek.

Chciałem ten najpełniejszy.

W końcu zdecydowałem się na jeden i szybko pochwyciłem go z tacy, posyłając kelnerowi uśmieszek. 

On jedynie pokręcił na mnie głową, wywracając swoimi oczami w irytacji.

Sukinsyn.

Ignorując go, odwróciłem się twarzą do moich przyjaciół, odchylając głowę w tył, wlewając shota do gardła.

Sapnąłem, kiedy czysta wódka, przepłynęła gwałtownie,tak jakby małe sztyleciki, dźgały mnie od środka. 

Boże, to smakuje tak dobrze.

Zgarnąłem kolejny kieliszek z tacy, opróżniając go prosto do moich ust.

Ktoś wyciągnął rękę i chwycił mnie za ramię. - Justin! - powiedzieli.

Obróciłem się, aby na nich spojrzeć.

To była Taylor. Zniknęła chwilę temu, ale teraz była już z powrotem, a ze sposoby w jaki nieznacznie się zataczała, było oczywiste, że była pijana.

W pewien sposób było to  zabawne, biorąc pod uwagę to, że była naturalnie i ekstremalnie słodka i nie wydawała się być typem osoby, która się upijała do nieprzytomności. 

-Co tam, Taaaaaaaylor? - przeciągnąłem.

Poczułem jak moje myśli, zaczęły się ze sobą mieszać, podczas gdy głupio do niej chichotałem.

-Ta impreza jest odjazdowa! - wykrzyknęła, ignorując moje pytanie.

Jedynie jej przytaknąłem.

-Więc, dlaczego jesteś smutny? - zapytała niespodziewanie, odrobinę krzycząc, dzięki czemu mogłem ją usłyszeć, poprzez hałas panujący w klubie.

Uniosłem na nią brwi. - Nie jestem smutny. - skłamałem.

-Tak, jesteś!

Potrząsnąłem głową. - Nie...Nie jestem.

-Cóż, wydajesz się być....inny! - odpowiedziała, wypuszczając pijacki chichot.

-Jaki? - parsknąłem.

Wzruszyła ramionami. - Nie wiem. Po prostu, wydaje się, że masz masę problemów. - jej oczy, które były na mnie skupione, drgnęły ku górze, aby mogła głęboko wpatrywać się w moje oczy. - Masz problemy z dziewczyną czy coś? - wypuściła mały chichot.

Cholera jasna, ta dziewczyna była Bogiem czy coś?

Skąd ona wiedziała co mnie dręczyło, jedynie po sposobie w jaki się zachowywałem?

To jest dość...dziwne, przyprawiając mnie o  gęsią skórkę.

W dobry sposób.

Kiedy nie odpowiedziałem na jej pytanie, błyskawiczny uśmieszek wpłynął na jej twarz. - Jak jej na imię? - zapytała świadoma.

-Mandy. - mruknąłem w odpowiedzi.

Nie wiem nawet, dlaczego to powiedziałem, po prostu poczułem jak moje gardło zamarza, tylko gdy jej imię opuściło moje usta.

Wewnętrznie nie dowierzałem.

Po prostu nie mogłem uwierzyć, że naprawdę to powiedziałem.

Ale coś w powiedzeniu jej imienia na głos, sprawiło, że poczułem jak moje serce zostaje ściśnięte.

Taylor uśmiechnęła się szeroko. - Aww, Mandy i Justin! Wasze imiona brzmią tak słodko razem.

A ja tylko posłałem jej niezręczny, urywany śmiech.

Zatrzymała się na chwilę, chwytając piwo z pobliskiego stolika i biorąc łyka. - Więc co się stało? - zapytała, a jej głos zawahał się nieznacznie. Zatoczyła się należycie jak na jej aktualny stan upojenia należało, a ja szybko wyciągnąłem rękę, aby ją złapać, tym samym tracąc swoją równowagę.

Alkohol zdecydowanie już ogarnął całe moje ciało.

Nareszcie.

-Po prostu spieprzyłem. - odburknąłem w odpowiedzi.

-W jaki sposób?

-Poprzez... - zacząłem. Mój głos szybko zaczął słabnąć, a ja poczułem jak tracę kontrolę nad moimi ustami. - Poprzez.... nie przyznawanie się do czegoś, do czego powinienem.

Mam na myśli, w pewien sposób miałem tego świadomość, już od dłuższego czasu, ale nie myślałem, że byłem gotowy, aby głośno to przyznać - szczególnie komuś z kim, nawet nie byłem blisko.

Taylor posłała mi zagadkowe spojrzenie.

-To skomplikowane. - stwierdziłem, w odpowiedzi.

I to była jak Boga kocham, najszczersza prawda.

-Po prostu chcę o tym zapomnieć. - oświadczyłem lekceważąco, machając w odrazie rękę. - To już przeszłość, a ona mnie w każdym razie nienawidzi, zgoda? - uśmiechnąłem się do niej, chichotając. - Dlaczego mi po prostu, nie pomożesz o tym zapomnieć?

-Jeśli to jest to czego chcesz. - powiedziała w odpowiedzi.

-Tak jest. - zapewniłem ją. 

-Okey. - uśmiechnęła się szeroko, zaczynając mnie kłaść na blacie stołu, który aktualnie był zapełniony pustymi plastikowymi kubkami  po drinkach.

-Zróbmy body shots*! - wykrzyknęła ohydnie, unosząc szklany kieliszek wypełniony tequilą.

Wszystko co mogłem zrobić, to uśmiechnąć się do niej, bo nagle, wszystko co się dla mnie liczyło to impreza.

Jak mówią, co się stało to się nie odstanie.

Głównym celem tej imprezy było, aby zapomnieć o tym, co się wydarzyło w ubiegłym tygodniu.

Chciałem po prostu się upić i mieć cholernie dobry czas, bez martwienia się o to, co zrobiłem. 

I już byłem w połowie schlany, więc nie było już rzeczy, która mogłaby mnie odciągnąć teraz od dobrej zabawy.

-Dla mnie brzmi świetnie, kochanie. - mruknąłem w odpowiedzi, puszczając jej oczko.

Odpowiedziała mi tym samym. - Ty pierwszy. - oświadczyła. Następnie popchnęła mnie mocno w tył, w kierunku blatu stołu.

Nie przejmowałem się nawet wtedy, gdy zmiażdżyłem masę kubków, albo gdy Taylor przejęła nade mną agresywnie kontrolę.

Była osobliwie zdeterminowana, co uważałem, że było gorące.

Z jej dłońmi, wciąż siłującymi się z moją koszulą, szybko zsunęła z moich ramion skórzaną kurtkę, sztucznymi paznokciami drapiąc moją skórę.

Usadowiłem się tak, że było jej łatwiej zdjąć moją kurtkę, wcześniej pozwalając jej ponownie popchnąć mnie z całej siły na blat.

Normalnie, nigdy nie pozwalam dziewczynie być tą dominującą lub kontrolującą, ale w tym momencie, się tym kurwa nie przejmowałem.

Wyciągnęła cytrynę, dosłownie znikąd i uniosła na mnie brwi, uśmiechając się.

Miałem zaledwie chwilę na to, aby odpowiedzieć jej sugestywnym uśmieszkiem, zanim pochyliła się w przód, umieszczając  ją w moich ustach, a moje wargi ściągnęły się, na kwaśny posmak.

-Tutaj. - powiedziała; jej głos wyszedł bardziej jak szept i wtedy niespodziewanie poczułem jak fala pożądania zalewa moje ciało.

Sięgnęła wtedy w kierunku guzików od mojej koszuli i odpięła je, odsłaniając mój obnażony brzuch.

Podekscytowany błysk niespodziewanie pojawił się w jej oczach, podczas gdy patrzyła się w dół na mój brzuch.

-O matko, Bieber, skąd to pochodzi? - zapytała, zwracając się do mojego opalonego szcześciopaka. Przejechała swoimi palcami, wzdłuż niego, uśmiechając się do mnie. 

Dobry Boże, nigdy wcześniej nie widziałem tej strony Taylor Allivander. 

Nie zamierzam kłamać...

Pokochałem ją. 

Mrugnąłem do niej, chwilowo wyciągając cytrynę z moich ust. - Zgaduję, że po prostu ćwiczę. 

-Wyraźnie to widzę. - odpowiedziała. Zachichotała pijacko, następnie ponownie umieszczając cytrynę w moich ustach 

Niespodziewanie, kiedy sięgnęła w kierunku kolejnego kubka, którego ze sobą przyniosła, wypełnionego solą, zduszony krzyk opuścił czyjeś usta.

-Joł! Cholera, tak, ludzie, Bieber daje body shots! Yeaaah! -  głęboki głos zabrzmiał, klaskając w swoje ręce. 

Obróciłem głowę i spotkałem się wzrokiem z Matt'em Lanter'em, który uśmiechał się szeroko, kiwając głową w aprobacie.

Nagle, masa ludzi wokół nas, obróciła się, aby oglądać to, wliczając Chrisa Browna, Miley Cyrus, Nicole Hulstein, Chace'a Crawford'a i innych.

Oni wszyscy zaczęli klaskać i wznosić toasty. Większość facetów, zaczęła oczywiście, wydawać z siebie okrzyki radości.

Wyraźnie większość (jeśli nie wszyscy) byli pijani jak cholera, również.

A ja jedynie uśmiechnąłem się w satysfakcji, zanim niespodziewanie, spostrzegłem, że blat stołu został otoczony przez ludzi, wszystkich wznoszących zdrowie i klaskających, podczas gdy oglądali naszą dwójkę.

Taylor, która również się uśmiechała, teraz wspięła się na szczyt blatu, siadając na mnie okrakiem i splatając ze sobą nasze nogi.

Piosenka "Down on Me" Jeremih'a & 50 Cent'a zaczęła wypełniać cały klub, uderzając głośno basami. 

Gdy gorzkawy smak zaczął spływać wzdłuż moich ust, Taylor sięgnęła, po przyniesiony ze sobą kubek i wyciągnęła z niego szczyptę soli. Następnie rozsypała to na moim brzuchu, tuż nad moim pępkiem.

Potem odrzuciła ręce w bok, szukając wzdłuż blatu umieszczonego tam wcześniej przez nią kieliszka z tequilą.

Ktoś kto go aktualnie trzymał, rzucił się do przodu i podał go jej.

Uśmiechnęła się do niego w podzięce, zanim opróżniła kieliszek.

Wszyscy wokół nas zaczęli pijacko skandować “Shots! Shots! Shots! Shots!”. 

Zazwyczaj-słodka-i-niewinna Taylor jedynie uśmiechnęła się, zanim pochyliła się w dół, całując mój brzuch, zlizując przy tym sól. Wtedy, wyprostowała się, odgarniając włosy do tyłu i osuszając usta z resztek tequili. 


I love the way you grind with that booty on me/ Kocham sposób w jaki przylegasz tym tyłkiem do mnie
Shorty you a dime, why you looking lonely?/ Laska, ty dziecięciocentówko, dlaczego wyglądasz tak samotnie?
We’ll buy another round and it’s all on me./ Kupimy kolejną rundkę i to wszystko na mnie
As long as I’m around, put it down on me./ Tak długo jak jestem w pobliżu, połóż to na mnie 

Wszyscy wokół niej zaczęli wznosić zdrowie i klaskać głośniej, będąc wyraźnie dumnymi z jej pijackiego przedstawienia. Taylor położyła się na mnie, chichocząc, podczas gdy schylała się.

Następnie wyciągnęła cytrynę z moich ust, swoimi ustami.

Poczułem jej miękkie usta, naprzeciwko moich, a ja natychmiastowo uśmiechnąłem się szeroko, będąc przez to złym na samego siebie.

Kiedy całkowicie wyciągnęła cytrynę z moich ust, powodując tym samym falę hałasu i wesołych okrzyków od tych, którzy nas obserwowali, wyprostowała się, wyciągając cytrynę również ze swoich ust i trzymając ją ku górze w trumfie. 

A nasze otoczenie wybuchnęło ponownie pozytywnymi okrzykami. 


Just put it down on me, put it down on me/ Po prostu połóż to na mnie, połóż to na mnie.
Down, down on me, put it down on me./ W dół, w dół na mnie, połóż to na mnie.
Don’t throw it off the mound, show me how it’s gonna be/ Nie wyrzucaj tego na stertę, pokaż mi jak to będzie wyglądać
Girl, all I really want is you down on me, put it down on me/ Dziewczyno, wszystko czego naprawdę chcę to ty na mnie, połóż to na mnie 


Czując się coraz bardziej i bardziej pijanym z każdą sekundą, błyskawicznie uśmiechnąłem się szeroko.

Podczas gdy tekst piosenki dryfował wokół nas, mogłem poczuć jedynie pożądanie i pragnienie, aby zapomnieć o wszystkich moich problemach, które przyszły tu dzisiaj ze mną.

I cóż, kiedy ona również uśmiechnęła się szeroko, podniosłem się i przyciągnąłem ją mocno do siebie, całując ją prosto w usta.

Kiedy moje usta otworzyły się, czekałem na jej reakcję, która była szybka.

Kiedy ona otworzyła swoje własne usta, wdarłem się moim językiem do środka, uśmiechając się przez pocałunek, podczas gdy wszyscy dookoła nas krzyczeli ponownie w aprobacie.

Moje dłoni kurczowo ściskały jej szyję, a jej palce wkrótce odnalazły moje włosy, natomiast jej paznokcie zaczęły drapać moją skórę głowy.

Popchnęła mnie w tył, dopóki nie leżałem całkowicie na plecach, ponownie z nią umieszczoną na szycie mnie, całującą mnie agresywnie.

Nic oprócz gorącego obściskiwania się z kimś, kto jest tak samo pijany jak ty, nie oczyści twojego mózgu ze wszystkich myśli, prawda? 



******



-Justin! - głos Pattie rozniósł się, wzdłuż schodów. 

Jęknąłem, masując swoje czoło, kiedy powoli otwierałem oczy. Moja głowa pulsowała, a ja czułem się jak kompletne gówno.

Jasne promienie słońca wpadały do pokoju przez okno, a kilka denerwujących ptaków ćwierkało ekstremalnie głośno.

Wypierdalać, co się stało z odlatywaniem do ciepłych krajów na zimę?

Suki.

-Justin!- Ponownie usłyszałem głos Pattie..

Jęknąłem jeszcze raz, czując intensywne pulsowanie.

Jeden minus imprezowania: kac.

A ten kac, był niczym kac z piekła rodem.

Przewróciłem się na brzuch, ukrywając głowę w poduszkę i próbując zignorować otaczający mnie hałas.

Wszystko co chciałem zrobić, to pójść spać i wyleczyć tą koszmarną migrenę.

I może wtedy mógłbym wrócić do przyjemnego snu, który miałem, zanim zostałem brutalnie obudzony przez okropne wydzieranie się mojej mamy.

Sen dotyczył dziewczyny o kasztanowych włosach, której twarzy nie mogłem sobie zobrazować w tym momencie.

Kimkolwiek była, była piękna.

Ledwie poczułem jak senność zaczęła zalewać moje ciało, zastępując potworny ból głowy, kiedy głos mojej mamy ponownie zagłuszył moje myśli.

-JUSTIN! - krzyknęła.

Usłyszałem, jak zaczęła wchodzić po schodach, zanim nagle drzwi do mojego pokoju otworzyły się, a ona zapaliła światło powodując, że pokój stał się zbyt jasny. 

-Mamo, co do cholery?- wymruczałem w poduszkę, jęcząc. 

-Język, Justin.- powiedziała ostro.

A ja tylko jęknąłem. 

-Musisz wstać, jest już 13:30. Wołam Cię od dziesięciu minut. -  Pattie powiedziała zirytowana.

-Yeah, a ja najwidoczniej spałem! - odpowiedziałem gorzko, mocno zaciskając oczy i ponownie uderzając głową w poduszkę. 

-Pora, aby wstać. 

-Nie.

-Justin, jeśli natychmiastowo nie wstaniesz z łóżka dokładnie w tym momencie, uziemię się na dwa miesiące! Wstawaj! Już! - krzyknęła.

Jezu.

Najwyraźniej, ktoś był mocno wkurzony tego poranka...

Zajęczałem w irytacji, odrzucając na bok kołdrę, ospale siadając na łóżku, przecierając swoje oczy i mrugając kilka razy, aby przyzwyczaić się do natężenia światła.

-Zgaś to! - warknąłem zgorzkniale, gapiąc się na moją mamę stojącą we framudze drzwi ze skrzyżowanymi ramionami, obserwującą mnie. - Czuję się jak gówno. 

-A czyja to wina?- odpowiedziała zirytowana.

Nie odpowiedziałem jej. Jedynie obróciłem się i zacząłem przemierzać swój pokój w kierunku garderoby, następnie otwierając szufladę, aby znaleźć jakiś t-shirt. Kiedy to zrobiłem, zerknąłem na siebie w lustrze.

Miałem potworne bed-hair i wyglądałem jak gówno.

Co było adekwatne do tej sytuacji, biorąc pod uwagę to, że czułem się w ten sam sposób.

-Wiesz co Justin, zamierzam przestań pozwalać Ci chodzić na te wszystkie after-party, jeżeli to jest jedyny sposób w jaki zamierzasz zachowywać się po galach. Twoje zachowanie jest nie do zaakceptowania! - Pattie warknęła.

-To nie moja wina, że moje życie jest głupie i czuję się dobrze, tylko wtedy  gdy jestem pijany. - oświadczyłem spokojnie, sięgając po czerwoną bluzkę YMCMB  i przekładając ją przez głowę. 

-Twoje życie nie jest głupie, Justin, nie chcę słyszeć, jak mówisz to ponownie.- Pattie powiedziała zirytowana.

A ja jedynie oparłem się pokusie, przewrócenia oczami.

Gdybyś tylko wiedziała.
-Dostałam e-mail z twoim wykazem ocen od twojego nauczyciela angielskiego, Mr. Reymer. Przypominał on rodzicom, że projekt semestralny, w który jesteś zaangażowany kończy się za trzy tygodnie? - powiedziała pytająco.

Poczułem nagły ścisk w żołądku. 

-Czy to nie ten projekt, nad którym pracowałeś wiecznie z tą dziewczyną Mandy? -  Pattie kontynuowała.

Wyobrażenia Mandy zaczęły przewijać się przez mój umysł, wliczając w to wyraz jej twarzy, gdy zaprzeczyłem, że cokolwiek do niej czuje i niespodziewanie, poczułem się jeszcze gorzej, niż czułem się sekundę wcześniej. 

Kompletnie zapomniałem, że nie skończyliśmy tego projektu.

A chwilę później, chciałem zapomnieć o sposobie w jaki zachowałem się kilka dni temu.

-Justin?

-Ta.- odpowiedziałem w końcu. -Jest w porządku, Dokończę go niedługo.

Przyglądała mi się przez chwilę, po czym westchnęła.

Nastała długa cisza.

Potem, przemówiła ponownie, wydając się, że powróciła do punktu, do którego uprzednio dążyła. 
-Po prostu nie mogę uwierzyć w to jak bardzo nieodpowiedzialny potrafisz czasami być!  Nawet nie masz osiemnastu lat a już masz kaca każdego weekend'u! To jest absurdalne! - Pattie powiedziała. -Ja...-

-Mamo!- krzyknąłem głośno, przerywając jej. - Przestań kurwa gadać! I zgaś pieprzone światło!

Ewidentnie patrzyła na mnie wilkiem z szeroko otwartymi oczami w całkowitym szoku.

Nareszcie, po mogłoby się wydawać wiekach, ponownie przemówiła, a jej głos był niski i groźny.

- Justnie Drew Bieberze. - zaczęła groźnie, a jej oczy nieustannie mrugały.  -Nie chcę więcej słyszeć jak mówisz do mnie w ten sposób.- potrząsnęła głową. - Mam na myśli, co w Ciebie wstąpiło? Jesteś bardzo zły, kiedy masz kaca i przyzwyczaiłam się do tego, ale nigdy nie byłeś aż tak zły... Jaki jest Twój problem?-

Ja. To jest mój problem.

Jej komentarz o typ głupim popieprzonym projekcie dla Reymer'a przypomniał mi o Mandy i o tym jak bardzo zraniłem ją w zeszłym tygodniu.

Teraz, byłem nawet w jeszcze gorszym nastroju, niż byłem poprzednio i niespodziewanie, wszystko co zrobiłem zeszłej nocy - sposób w jaki próbowałem zapomnieć o swoich problemach i uciec od rzeczywistości - przestały kompletnie działać.

-Żaden. - burknąłem zirytowany w odpowiedzi.

Pattie westchnęła, potrząsając głową i ponownie składając ręce na klatce piersiowej. -  Zawodzisz mnie czasami, Justin. Na prawdę.-

Dzięki, mamo. Dzięki za uświadomienie mi czegoś, co już dawno wiedziałem.

Jednak, nic nie odpowiedziałem. Zamiast tego zacząłem przeglądać garderobę w poszukiwaniu jeansów. 

Pattie westchnęła. - Potrzebuję Cię, abyś pojechał do sklepu i wziął parę rzeczy na dzisiejszą kolację.-

Natychmiast wydałem z siebie odgłos zirytowanie i zacząłem protestować.  - Ale mamo...-

- Nie, zrobisz to, Justin. Zrobisz dokładnie, to co powiem. To nie moja wina, że masz kaca, to są konsekwencje twojego wczorajszego idiotycznego zachowania, z którymi teraz musisz się zmierzyć.  - oświadczyła. 

Opuściłem zrezygnowany ramiona, posyłając jej spojrzenie, wyraźnie przepełnione wściekłością.

W każdym razie, aktualnie, ona też nie wyglądała przyjemnie.

Po krótkiej przerwie, ponownie zaczęła mówić.

-Frank wpadnie na kolacje...-

Jęknąłem. - Mamo!

-...i chcę, aby to była miła, rodzinna kolacja.- powiedziała głośno, ignorując mój komentarz.

Taa jasne, rodzinna.

-Mam listę rzeczy, które musisz kupić w markecie, podczas gdy ja pójdę w tym czasie załatwić kilka innych spraw, okey? - kontynuowała.

Pokiwałem głowę, krzyżując ramiona na klatce i posyłając jej wkurzone spojrzenie.

-Jest na dole, w kuchni. Dokończ ubieranie się i wtedy możesz pojechać do marketu.

Wraz z tym, odwróciła się, opuszczając pokój i zamykając za sobą drzwi.

Potrząsnąłem głową z rozdrażnieniem, mrucząc pod nosem wiązankę przekleństw, zanim zamaszystym krokiem, przeszedłem przez pokój, z irytacją gasząc światło, po cichu przeklinając moją mamę. 

Boże, rodzice czasami bywają tacy irytujący.

Szczególnie wtedy, gdy zauważają ewidentną zmianę w moim zachowaniu i nie zdają sobie nawet sprawy z tego jak źle ze mną jest.

Ale w końcu to nic nowego, prawda? 



*******



Zatrzasnąłem głośno drzwi od mojego Range Rovera, potrząsając głową z irytacją, szukając listy z rzeczami dla mojej mamy, którą miałem schowaną w przedniej kieszeni moich szarych jeansów. Włożyłem kluczyki do portfela i wepchnąłem go do tej samej kieszeni, gdzie znajdowała się lista zakupów.

Czułem się jak pieprzona dziewczyna, idąc na zakupy spożywcze. Nie byłem moją mamą. 

Okej, może jestem trochę seksistowski, ale nic nie mogę na to pomóc.

Jestem wkurzony na moją mamę.

Prawdę mówiąc, jestem wkurzony na wszystkich.

Jestem po prostu w złym humorze, ale jestem w nim od dnia, w którym moja relacja z Mandy wyszła na jaw.

Możecie mnie o to obwiniać?

Zacząłem iść w kierunku wejścia do sklepu, próbując nie wymawiać z każdym moim oddechem, wiązanki przekleństw.

Nie chciałem wyglądać jak bezdomni ludzie, którzy są szaleni i gadają sami do siebie.

Odgarnąłem swoje włosy do tyłu, kiedy przekroczyłem wejście do sklepu, podciągając nieznacznie spodnie. Mogłem poczuć jak zsuwają się wzdłuż moich pośladków, sprawiając, że moje bokserki były widoczne.

Poprawiłem moje czarne Ray-Bany, gdy po wejściu, poczułem uderzający we mnie podmuch ciepłego powietrza.

W końcu był środek listopada.

Co znaczyło, że w Kanadzie, było cholernie lodowato i mroźno.

Chmury na niebie były w odcieniu ciemnego szarego, a wszystkie-zbyt-podobne-do-siebie płatki śniegu spadały z nieba, jednak w tym momencie, pogoda była ostatnią rzeczą, o której myślałem.

Wyciągnąłem listę, którą dała mi mama i rozwinąłem ją, skanując pojedyncze pozycje na niej umieszczone. 

Nie przejmowałem się tym, że najprawdopodobniej wyglądałem jak idiota, nosząc okulary przeciwsłoneczne w pomieszczeniu.

Przez to, nie czułem się szczególnie rozpoznawalny. 

Lista zakupów była krótka: zawierała może pięć lub sześć rzeczy, ale każda z nich znajdowała się w innym dziale, co było utrudnieniem. 

Pierwsza rzecz z listy była dość prosta.

Szpinak.

Zacząłem iść wzdłuż najbliższej alejki, rozglądając się za jakimkolwiek znakiem, gdzie znajdują się warzywa.

Szczerze powiedziawszy, nie byłem tu przez ostatni rok i nie miałem pieprzonego pojęcia, co tak właściwie robiłem.

Po dwudziestu minutach bezcelowego błąkania się między alejkami, stając się coraz bardziej sfrustrowanym z każdą mijającą sekundę, zdołałem dotrzeć do działu, gdzie jasno kolorowe warzywa i owoce we wszystkich kształtach i wielkościach znajdowały się w jednej linii, poukładane w schludny sposób.

Podszedłem do 'zielonej strefy' warzyw i chwyciłem pierwszą paczkę szpinaku jaką znalazłem. Zgarnąłem przypadkowy wózek, który znajdował się obok i włożyłem do niego opakowanie.

Zacząłem jechać wózkiem w dół alejki, ponownie spoglądając na listę. 

Francuska bagietka
Podnosząc wzrok, od razu znalazłem miejsce, gdzie znajdowało się wszelkie pieczywo.

Chwilę później, ściągałem z półki perfekcyjnie upieczoną, złoto zarumienioną francuską bagietkę, którą włożyłem do wózka, gdzie dołączyła do szpinaku. 

Płyn do prania

W końcu zajęło mi to 15 minut, aby znaleźć dział z detergentami, ale nareszcie to zrobiłem. Chwyciłem jasno pomarańczowe opakowanie płynu do prania, będącego na przecenie, przez co był zdecydowanie tańszy niż pozostałe, następnie wrzucając go do wózka.

Wtedy spojrzałem w dół na listę.

Tampony

...Czy ona jest poważna?

Tampony?

Pieprzone tampony.

Co to do kurwy była za lista?

Ona na prawdę się spodziewała, że wezmę jej opakowanie pierdolonych tamponów?

Cholera, nie.

Jeśli ktoś mnie zobaczy, jak to robię...

...Na prawdę, nie chcę nawet o tym myśleć.

Zamknąłem oczy na dłuższy moment i stałem tam na środku przejścia, co wydawało się, że trwało wieki, bojąc się o to co zamierzałem zrobić.

Mogłem do niej zadzwonić i zaprotestować, ale wiedziałem, że wtedy ona wyciągnie swój argument, którego użyła wcześniej rano, pod tytułem :"to twoja własna wina, wiesz o tym!".

A jeśli ich dla niej nie wezmę, to mnie uziemi.

To było prawie pewne.

Już miałem zaczął przeklinać na głos, kiedy nagle przeszkodził mi jakiś głos. 

-Przepraszam!

Moje oczy otworzyły się i obróciłem głowę, żeby zlokalizować źródło dźwięku.

Wściekle wyglądająca starsza pani, stała pośrodku alejki, ściskając koszyk na zakupy w dłoniach i gapiąc się na mnie, ze zmarszczonym czołem.

Właśnie wtedy zdałem sobie sprawę, że ja również stałem pośrodku alejki z moim wózkiem ustawionym w poprzek, tak, że blokowałem wszystkim innym przejście dalej.

Natychmiastowo ruszyłem się, ciągnąc mój wózek ze sobą. - Oh, przepraszam. - wymruczałem.

Jedynie pokręciła na mnie głową, mrucząc "Dzieci w tych czasach" pod nosem, zanim przeszła obok mnie. 

Dobrze, przepraszam, starsza pani.

To nie moja pieprzona wina, że jestem tutaj.

A ty nie musisz się na mnie z tego powodu wkurzać.

To się nazywa "Dookoła nas są inne alejki, więc kurwa idź sobie tam."

Suka.

Kiedy zacząłem pchać mój wózek z powrotem w dół, aby dostać się do kolejnej sekcji, najechałem sobie na stopę.

-Kurwa! - sapnąłem, skacząc przez chwilę na jednej nodze.  
To bolało jak diabli.

Zgaduję, że to była kara za nazwanie tej starzej pani suką w mojej głowie.

Kiedy ból nareszcie minął, ponownie zacząłem pchać wózek.

To właśnie wtedy zauważyłem, że starsza pani, stała przy końcu regałów, gapiąc się na mnie. Jej oczy były szeroko otwarte w szoku.

Ewidentnie, była świadkiem mojego małego incydentu i  najwyraźniej była tym zbulwersowana. 

Dobrze, witamy w dwudziestym pierwszym wieku, proszę pani.

Moje pokolenie lubi słowo "kurwa".

Naprawdę kusiło mnie, aby powiedzieć jej coś cwaniackiego jak to, ale zdołałem się opanować i nie przestałem iść. 

Czułem jej wzrok na moich plecach, kiedy przechodziłem obok, ale zignorowałem to.

Potrząsnąłem moją głową z goryczą, zaczynając się rozglądać dookoła, w poszukiwaniu jakieś wskazówki, mówiącej, gdzie mogą znajdować się tampony. 

Boże, to jest takie  krępujące.

Dlaczego moja mama poczuła potrzebę, aby torturować mnie w ten sposób?

Skręciłem w kierunku działu, gdzie znajdowały się szampony i skanowałem półki wzrokiem, żeby zobaczyć czy gdzieś w pobliżu znajdują się tampony.

Już miałem się poddać i stać się jeszcze bardziej zirytowanym (biorąc pod uwagę to, że spędziłem tu już prawie godzinę i praktycznie przejrzałem już cały sklep) kiedy moje oczy znalazły rządek jasno niebieskich i różowych opakowań, na końcu alejki.

Nareszcie.

Rozejrzałem się dookoła z niepokojem, aby upewnić się, że nikogo nie było w pobliżu, zanim szybko sięgnąłem w kierunku półki i chwyciłem z niej przypadkowe opakowanie.

Właśnie wkładałem tampony do wózka, kiedy nagle usłyszałem, nieomylnie dźwięk innego wózka, zbliżającego się w kierunku mojej alejki.

Wtedy, niespodziewanie, rozległy się dwa głosy, a jeden z nich sprawił, że moje serce się zatrzymało.

-Wiem, mamo, ale... to jest po prostu skomplikowane. Nie wiem, to jest za trudne do wytłumaczenia.
-Dobrze, wiem to, Mandy, ale jestem ciekawa co było powodem, dlaczego nie opuszczałaś swojego pokoju przez ostatnie cztery dni! Jestem twoją matką i martwią mnie tego typu sytuacje. 

Inny głos westchnął. - Jak powiedziałam, to jest skomplikowane. Ja...- głos uciął w połowie, a dwie osoby skręciły w mój dział, będąc teraz w obrębie mego wzroku.

Mandy zatrzymała się, wpatrując się we mnie w szoku, podczas gdy ja, odwzajemniłem jej spojrzenie, umieszczając nasze oczy w kontakcie wzrokowym.

Patrzyła się na mnie przez dłuższy moment, jej usta rozchyliły się, gdy sapnęła podczas gdy jej oczy były szeroko otwarte. 

Nie wiedziałem co zrobić, bądź powiedzieć.

Nie widziałem jej od czasu incydentu. Dzień po tym co się stało nie było jej w szkole, a potem nastąpił weekend - w piątek byłem w Nowym Jorku na gali rozdania nagród, a mój kac po after-party  był tak potworny i silny, że utrzymał się ze mną, aż do dzisiaj, niedzieli.

Przez moment, nasza dwójka nie mogła zrobić nic innego, poza wpatrywaniem się w siebie nawzajem z czystym szokiem wypisanym na twarzy.

Mogłem zobaczyć jak wzrok jej mamy skacze na zmianę pomiędzy naszą dwójką, a nieznaczne zdezorientowanie uformowało się na jej twarzy.

Ale zignorowałem ją.

Moje oczy ciągle były na Mandy.

Nareszcie, po dłuższej chwili, wydawałoby się jakby Mandy otrząsnęła się ze swojego transu, natychmiast spuszczając ze mnie wzrok i zaczynając odchodzić w przeciwnym kierunku, ciągnąc ze sobą mamę.

Jej mama wyglądała na, o ile to w ogóle możliwe, jeszcze bardziej zdezorientowaną niż była wcześniej, zanim zaczęła tak czy tak ponownie pchać wózek.

Ich dwójka oddalała się ode mnie, a ja byłem tu pozostawiony wciąż wpatrując się w miejsce, gdzie uprzednio stały.

Wtedy, nareszcie, zdałem sobie sprawę z tego co się stało i się otrząsnąłem. 

-Mandy, czekaj.- powiedziałem, sięgając i chwytając jej ramię.

Natychmiastowo się odwróciła i wyszarpnęła ramię z mojego uścisku. -Nie dotykaj mnie!- powiedziała zirytowana, patrząc na mnie z ogromną furią. Ból był widoczny w jej oczach.
Patrzyłem na nią przez chwilę w czystym szoku.

Nie spodziewałem się, że zareaguje w ten sposób.

I nagle, gdy spojrzałem jeszcze raz w jej oczy, poczułem ból jak żaden inny przechodzący przez całe moje ciało.

Ale to nie był psychiczny ból.

Nie, to było o wiele gorsze od tego.

Był to takie ból, którego jeszcze nigdy wcześniej nie doświadczyłem, przepływając przez moje żyły i sięgając każdej możliwej części mojego ciała, każdej żyły, każdego opuszka palców, każdej kości. 

Patrzenie jej w twarz i świadomość, że zraniłem ją, zabija mnie.

Była długa przerwa zanim nareszcie, nieznacznie potrząsnąłem głową. 

-Proszę, tylko... pozwól mi wytłumaczyć.- powiedziałem, mój głos miękł, z nutką desperacji. Patrzyłem na nią błagająco.

Ona tylko na mnie patrzyła długo i intensywnie po czym w końcu, przemówiła ponownie. -Nie musisz niczego tłumaczyć. Rozumiem.-

-Nie, ale...-

Wypuściła z siebie cierpki chichot, przerywając mi. - Oh, i...zdjęcia z twojego małego show na after-party znajdują się we wszystkich plotkarskich magazynach, umieszczonych w alejce obok. - zrobiła krok bliżej, unosząc nieznacznie brwi. - Shoty z ciała? Serio, Bieber? - parsknęła. - Klasa. 

Ledwie otworzyłem moje usta, próbując odpowiedzieć, kiedy jej wzrok padł na paczkę tamponów leżących na wierzchu w moim wózku. Następnie zaczęła się intensywnie wpatrywać w regał znajdujący się po mojej prawej.

Jej brwi natychmiastowo uniosły się ku górze. - Tampoy? - parsknęła. - Co, Aubrey kazała Ci kupić? - umieściła na twarzy fałszywy, słodki uśmieszek. - Jak słodko.

-Nie, one są dla mojej mamy...- Zacząłem, ale w tym momencie, mój telefon zadzwonił głośno w przedniej kieszeni, a dzwonek rozniósł się wzdłuż alejki. 

Wzdychając zirytowany, sięgnąłem do kieszeni i wyciągnąłem telefon, patrząc na ekran.

Połączenie od: Aubrey Woods

Szybko wyciszyłem telefon, potrząsając moją głowę w irytacji, podczas gdy wciskałem telefon do tylnej kieszeni jeansów.

Jednak, kiedy uniosłem wzrok, zobaczyłem, że oczy Mandy wpatrywały się w miejsce, gdzie jeszcze chwilę wcześniej był mój telefon.

-Racja. - powiedziała chłodno, a zranienie było widocznie w jej oczach. 

-Nie, Mandy, proszę, tylko...- zacząłem.

Ona jedynie odwróciła się do mnie plecami, zaczynając odchodzić w dół alejki, w kierunku jej mamy, nieustannie potrząsając głową. 

Zamknąłem oczy na moment, wzdychając zirytowany.

Ponownie otworzyłem oczy i wpatrywałem się w dwie zanikające figury, czując się jeszcze bardziej zraniony niż byłem wcześniej.

Kiedy Mandy i jej mam kontynuowały oddalanie się ode mnie, zauważyłem jak jej mama obraca się do niej. Pochyliła się w jej stronę i zapytała cicho. - Kochanie, kto to był?

Czekałem z zapartym oddechem, na to co zamierzała powiedzieć Mandy.

Ale ona jedynie potrząsnęła głową i wymamrotała. - Nikt.

I właśnie z tym momentem, ich dwójka skręciła w kolejną alejkę, znikając z pola mojego widzenia.

Zgaduję, że to dziwne uczucie, nazywają złamanym sercem, a ja właśnie go doświadczyłem.

I szczerze, zgaduję też, że nie powinienem spodziewać się niczego więcej, niż to co właśnie Mandy powiedziała do swojej mamy.

Ale pomimo tego, nadal stałem tutaj, opuszczony, podczas gdy jej słowa, naprawdę we mnie uderzyły. 

Może to jest właśnie to, co ona czuła, kiedy powiedziałem jej przed całą szkołą, że romans z nią nic dla mnie nie znaczył i nie żywię do niej żadnych uczuć.

To, oczywiście, było jedną wielką bzdurą, ale powiedziałem to, bez wcześniejszego przemyślenia tego.

Byłem po prostu zbyt zmartwiony faktem, że nasze ukrywanie nie było wystarczająco skuteczne i cała tajemnica wyszła na jaw. Zbyt bardzo przejmowałem się tym, aby sprawić, że wszyscy dookoła mnie będę szczęśliwi, podczas gdy ja martwiłem się o mój status społeczny, o to jaka afera by wybuchła, gdybym przyznał, że ta Mandy Nash, niepopularna, znana-wszystkim-jako-nikt, będąca kuzynką Ryana Bultera, tak naprawdę coś dla mnie znaczyła.

Ale może to było właśnie to.

Może to był powód dlaczego, ciągle znajdowałem się będąc nieszczęśliwym, zanim poznałem Mandy.

Może byłem zbyt zaabsorbowanym tym aby utrzymać wszystkich dookoła szczęśliwych, negując to, aby utrzymać siebie szczęśliwym. 

Poprzez zamartwianie się tym co wszyscy inni myśleli, zrobiłem takie głupie gówno i popełniłem ogromny błąd, tylko po to, aby oni byli zadowoleni.

Żałowałem tego co zrobiłem Mandy.

Pragnąłem cofnąć czas, abym mógł uchronić ją przed byciem pośmiewiskiem dla całej szkoły i żebym mógł w końcu powiedzieć jaka była prawda. 

Oczywiście, że ten cały romans coś dla mnie znaczył. Oczywiście, że żywiłem do niej uczucia.

Żywię do niej więcej uczuć, niż kiedykolwiek wcześniej do kogoś innego.

Ale ja, będąc idiotą, zapatrzonym w siebie kutasem, który zbyt bardzo przejmuje się swoją reputacją, musiałem spieprzyć każdą szansę jaką miałem, na to, aby sprawić, że nasz związek stałby się rzeczywistością.

Zgaduję, że potrzebowałem usłyszeć ją, mówiącą jej mamie, że teraz byłem "nikim".

Jednak to nie sprawiło, że to wszystko, boli odrobinę mniej. 

----------

* Body shots - myślę, że wiadomo o co chodzi, ale jeżeli nie, jest to rozlewanie, a następnie picie alkoholu z ciała drugiej osoby.

** story involving a chicken and a shoe filled with patron - kompletnie nie rozumiem drugiej cześci zdania, nawet nie mam pojęcia co autorka miała na myśli pisząc to, także napisałam to co według mnie z grubsza miało sens. Z drugiej strony, żadna pijacka opowieść nie ma sensu, także przymrużymy na to oko. 


~~*~~

Hello, it's me! 

Ponownie Paulina i ponownie przynoszę Wam, niezbyt usłany różami rozdział.

Ale pamiętajcie, po każdej burzy, wychodzi tęcza. 

I jak Wam się podoba? Przepraszam również za wszelkie literówki, ale tyłek mi się już spłaszczył od leżenia i tłumaczenie i nie chce mi się rozdziału sprawdzać... 

Poza tym, bardzo dziękuję za pozytywne komentarze pod ostatnim rozdziałem i za to, że tak miło mnie przyjęliście. :)

Poza tym, zaczęłam już ferie (Tak, Poznań już się opierdala)  także postaram się wykorzystać nadwyżkę wolnego czasu i coś  Wam przetłumaczyć. Także trzymajcie kciuki! :)


Czytasz = Komentujesz  

Much love, Paulla :) <33

Obserwatorzy

Szablon by @mohito_x