Wzięłam głęboki wdech, rozpaczliwie starając się wymyśleć
jak najlepszą odpowiedź
.
.
- Emm – zaśmiałam się nerwowo - C-co masz na myśi? Skąd wiesz, że oni tam
byli? – niezręcznie podrapałam się po szyi.
- Skąd wiem, że oni tam byli? – powtórzył pytająco zimnym głosem.
Pokiwałam głową, czując coraz większą suchość w gardle.
- Mhm – odpowiedziałam.
- Ktoś, o kim Natasha mówi, że jest twoją kuzynką, wrzucił zdjęcie waszej trójki na facebooka. – odpowiedział gorzko Greg.
Zamarłam, czując jak ściska się mój żołądek.
Co?
To był ten nagły moment, kiedy miałam przebłysk pamięci i przypominałam sobie całą sytuację, kiedy to Penny zrobiła nam zdjęcie swoim nowym aparatem, i mnie – o kurwa – siedzącą na kanapie z Bieberem i Somersem, którzy ohydnie obejmowali mnie swoimi ramionami.
Wzięłam głęboki wdech, wypuszczając go z falą nerwów.
- Oh- rzekłam trzęsącym się głosem.
Spotkałam się z donośną ciszą na drugim końcu. Westchnęłam.
- Posłuchaj – powiedziałam zrezygnowana – To nie jest tym, na co wygląda.
- Oh, naprawdę? Bardzo chcę usłyszeć jak się z tego tłumaczysz. – prychnął gorzko – Konkretnie powiedziałaś mnie i Natashy, że nie możemy przyjść na imprezę Ryana, bo jest tylko „dla rodziny”. Ale Bieber i Somers – którzy są kompletnymi idiotami i w żaden sposób nie są spokrewnieni z Ryanem ani z tobą – mogą? Gówno prawda!
Zamknęłam na moment oczy, zanim otworzyłam je, żeby zobaczyć siedzącego naprzeciwko mnie Justina, przygryzającego wargę i uśmiechającego się z pewną satysfakcją do mnie.
- Nawet nie wiedziałam, że mają przyjść – powiedziałam prawdę – Uwierz, Greg. Nie wiedziałam. Po prostu przyszli! Faktycznie teraz jestem pewna, że to Ryan ich zaprosił, ale nie mogłam tego przewidzieć, nie mogłam nic z tym zrobić. Przyszli jakoś pół godziny po mnie.
Przerwałam na chwilę, słuchając ciszy, która zapanowała pomiędzy nami.
- I .. – kontynuowałam – Mam na myśli... Chaz i Justin są praktycznie jak rodzina Ryana w każdym razie. Nie jestem zaskoczona, że byli zaproszeni, ale ty nie powinieneś być. Szczerze na Boga, to było rodzinne spotkanie, ale ich dwójka znają i są bliżej mojej wielopokoleniowej rodziny niż ty, więc to nie ma większego znaczenia, że przyszli.
- A co z Natashą? Z nią jest tak samo – wytknął Greg.
- W pewien sposób – powiedziałam, wahając się. –Ale.. Nie znasz mojej rodziny, Greg. Mówimy tutaj o moich wszystkich ciociach i wujkach, i kuzynach , i o innych ludziach. Tasha jest moją przyjaciółką, nie Ryana. Oczywiście, zna go naprawdę dobrze i w ogóle, ale... to ja jestem jej najlepszą przyjaciółką. Justin i Chaz są najlepszymi przyjaciółmi Ryana, nie moimi. Uwzględniając to, to było przyjęcie dla Ryana i to ma sens – wzruszyłam ramionami.
Greg był cicho przez kilka bardzo długich i bardzo wolnych momentów, ale i tak wyczuwałam napięcie emanujące pomiędzy nami.
- Czegoś tutaj nie łapię – po chwili zaczął mówić niskim głosem Greg - ...dlaczego do cholery to zdjęcie było zrobione? Co ich dwójka robiła obejmując cię? I od kiedy im na to pozwalasz?
Myślałem, że ich nienawidzisz, i jeżeli nie jestem w błędzie, obydwoje nienawidzą ciebie!
Moje oczy natychmiastowo zwróciły się w stronę Justina.
Tak... obydwoje mnie nienawidzą.
Albo i nie.
Moje spojrzenie padło na podłogę samochodu Justina, kiedy Greg kontynuował krzyczenie ze złością.
- I dlaczego nagle nazywasz ich po imieniu?! – domagał się odpowiedzi Greg – To nie ma sensu, Mandy! Ci idioci cię nienawidzą i ty przez cały czas mówiłaś mi, że czujesz do nich to samo, ale późniejidziesz na rodzinne przyjęcie, na którym ta dwójka się zjawia, i nagle decydujesz ściskać się z nimi na kanapie i zrobić to cholerne zdjęcie!
Zamnknęłam oczy, zaciskając moco powieki i czując się, jakby mój mózg miał zaraz eksplodować.
Czy on kiedyś się zamknie? Naprawdę.
- To wszystko jest popaprane! – kontynuował – I tego nie rozumiem!
Chwilowa pauza.
- I tego nie lubię! – warknął.
Kolejna pauza.
Westchnęłam, wypuszczając całe powietrze z płuc, jak najwolniej mogłam.
Podniosłam dłoń do twarzy i potarłam nią oko, starając się ochłonąć.
- Posłuchaj – zaczęłam po chwili – Nie lubię ich. Oni nie lubią mnie. To zdjęcie nie przedstawia
wszystkiego, co się tam wydarzyło. Byłam w pokoju z Ryanem i moją kuzynką Penny (która zrobiła to zdjęcie i następnie wrzuciła je na Facebooka). Chaz i Justin przyjechali, i natychmiastowo przyszli do tego pokoju, ponieważ było to miejsce gdzie był Ryan i ludzie w ich wieku. W telewizji właśnie leciał mecz hokeja, w którym grali The Leafs, więc oczywiście ich dwójka chciała go obejrzeć. Penny wyszła porozmawiać z dorosłymi, Ryan zajmował jedną kanapę, ponieważ leżał, i jedynym miejscem, gdzie mogli uśiąść, była kanapa, na której siedziałam.
- Uwierz mi – kontynuowałam – Nie chciałam siedzieć koło nich i jestem pewna, że oni także nie mięli chęci usiąść obok mnie. Ale to zrobili, i Chaz mówił wiele ohydnych rzechy... to było irytujące. Nie miałam wyboru. To oni byli tymi, co przyszli i usiedli obok mnie. Nie chciałam wstać i wyjść, ponieważ też chciałam obejrzeć ten mecz – wzruszyłam ramionami.
- Okej, więc dlaczego cię obejmowali? I ponownie, dlaczego nazywasz ich po imieniu? – upomniał się Greg.
- To oni położyli swoje ramiona na mnie – rzekłam, podkreślając każde słowo – Nie mogłam nic z tym zrobić. Wiesz jacy oni są, obydwoje są... zboczeńcami.
Kątem oka widziałam, jak ramiona Justina zaczynają się trząść, kiedy poddał się napadowi cichego śmiechu.
Machnęłam do niego ręką z irytacją, pokazując mu, że ma się zamnkąć. Kontynuował jednak śmianie się, trzęsąc głową.
Przewróciłam oczami, skupiając się ponownie na telefonicznej konwersacji z Gregiem.
- I nie wiem, dlaczego nagle zaczęłam nazywać ich po imieniu, nie wiem, w czym jest problem. To nie Harry Potter, Greg, oni nie są Malfoyem czy Snapem. Chyba mam prawo nazywać ich, jak chcę do cholery, nieważne czy będzie to ich imię czy nazwisko.
- Czy ty właśnie porównałaś Chaza i mnie do Malfoya i Snapa?- Justin zapytał niskim głosem, którego ton był przesiąknięty rozbawieniem, po czym ponownie wybuchnął śmiechem.
Przybliżyłam się do niego i przyłożyłam dłoń do jego ust, mając nadzieję, że uda mi się stłumić jego śmiech na tyle, żeby Greg nie był w stanie tego usłyszeć.
- Ta, ale to wciąż jest absurdalne–rzekł beznamiętnie Greg – Prawie w ogóle nie mówiłaś na nich „Chaz” lub „Justin” przez cały czas, odkąd cię znam.
Justin cicho podważył moje palce z jego ust, a ja mrugnęłam oczami, żeby spojrzeć na niego.
Uśmiechał się do mnie z rozbawieniem, ściskając przez chwilę moją dłoń, zanim ją puścił. Wciąż się uśmiechając, posunął się do przodu, coraz bardziej przybliżając się do mnie. Pochylił się i przycisnął usta do mojej szyi, całując ją raz.
Natychmiastowo poczułam, jak gęsia skórka pojawia się na mojej skórze,ale szybko skupiłam się z powrotem na konwersacji.
- Tak, jak mówiłam, szczerze nie wiem – rzekłam do Grega z oczywistą irrytacją w głosie.
Trąciłam Justina łokciem, poganiając go w nadzieji, że przestanie całować moją szyję.
Jedynie się uśmiechnął, zanim ponownie się pochylił i pocałował moją szyję. Trąciłam go mocniej w żebra, ale zachowywał się tak, jakby tego nie poczuł, kontynuując to, co robił.
- I poważnie dalej nie rozumiem w czym jest problem! – zapłakałam, przerywając niewielką ciszę, która zapanowała pomiędzy mną a Gregiem.
Greg westchnął z ewidentną złością.
- To po prostu nie ma sensu – powtórzył.
- Dlaczego nie? – zapytałam poirytowana.
Bełkotał przez chwilę, ewidentnie myśląc nad dobrą odpowiedzią.
- Hmm... to po prostu.. ty.. to przyszło jak grom z jasnego nieba! To jest dziwne, dziwaczne i inne! To nie jak ty! Naprawdę tego nie rozumiem! Nie rozumiem całej tej sytuacji!
Coraz trudniej było mi skupiać uwagę na tym, co mówił Greg, uwzględniając fakt, że czułam gorący oddech Justina na swojej szyi, gdy kontynuował całowanie jej. W pewnym momencie poczułam, jak otwiera usta, delikatnie przygryza skórę, a następnie dotyka ją językiem. Natychmiastowo zadrżałam i mogłam powiedzieć, że czułam jak Justin się uśmiecha.
Ponownie spróbowałam go odepchnąć, ale on nawet się nie poruszył, więc byłam zmuszona, kolejny raz, ponownie skupić się na rozmowie z Gregiem, robiąc co w mojej mocy, żeby nastroić się na to, co mówił.
Nienawidziłam być tak zdenerwowaną praktycznie w trakcie kłótni.
- To wszystko… to mnie wkurza, Mandy! I to bardzo! – mówił Greg – Nienawidzę tego, że muszę do ciebie dzwonić i kłócić się z tobą przez telefon, bo to jest po prostu absurdalne! To mnie.. to mnie wkurwia, okej?!
- Ale nie powinno, Greg! –jęknęłam – Tu nie ma nic, na co mógłbyś być wściekły! Ja.. – zdekoncentrowałam się przez Justina, dotykającego mnie delikatnie za talię, odchylającego w bok głowę, żeby mieć lepszy kąt do całowania mojej szyi. – Nie okłamałam cię o niczym, co zdarzyło się tego wieczoru – kontynuowałam po chwili, skupiając się z powrotem na rozmowie. – Nie zapraszałam tej dwójki. Nie.. – odchrząknęłam, czując jak Justin dotyka językiem moją skórę – Nie prosiłam ich, żeby usiedli obok mnie – zamknęłam oczy, chcąc nie myśleć o tym, jak bardzo chciałam się rozłączyć tu i teraz i pocałować namiętnie Justina.
Znowu.
- Nie chciałam ich tutaj – krzyknęłam głośno, czując jak rośnie we mnie frustracja i brak chęci do ciągnięcia dalej tej rozmowy. – Gdybym wiedziała, że przyjdą, zaprosiłabym ciebie i Natashę. Przysięgam. To zdjęcie jest głupie i wprowadza w błąd, i szczerze nie jest tak wielką rzeczą, jak myślisz. Wiesz jacy oni są, oni są egoistycznymi idiotami, którzy myślą, że mogą mieć każdą dziewczynę, więc robią głupie, zalotne rzeczy jak to. Ale to nic nie znaczy ani dla nich, ani dla mnie, i ta cała kłótnia jest niepotrzebna! Moje uczucia do nich się nie zmieniły. Nienawidzę ich, oni nienawidzą mnie i tyle – powiedziałam pewnie.
Usłyszałam stłumiony śmiech Justina, a jego gorący oddech uderzył w moją skórę ponownie, powodując, że po moim kręgosłupie przeszła fala dreszczy. Zadrżałam, czując, jak moje ciało się napina.
- Ale.. – zaczął Greg.
- Przestań! – powiedziałam głośno, mając w końcu dość całującego moją szyję i dekoncentrującego mnie Justina. Podniosłam dłoń i odepchnęłam go. On jedynie usiadł prosto, a na jego twarzy pojawił się głupi uśmieszek.
- Przestań co? – zabrzmiał głos Grega doszczętnie zmieszany.
I wtedy uświadomiłam sobie, że powiedziałam to głośno, i
natychmiastowo zamarłam.
- Emm – nerwowo się zaśmiałam – Przepraszam, mówię do psa Penny. Cały czas próbuje mnie ugryźć. – posłałam Justinowi znaczące spojrzenie, na co jedynie wzruszył ramionami.
- Oh – doszła odpowiedź Grega.
- Przepraszam – odchrząknęłam niezręcznie – Em, co próbowałeś powiedzieć?
- Chciałem powiedzieć, że..- Greg westchnął – W sumie to już nie pamiętam, co chciałem powiedzieć! – prychnął zirytowany.
Zamknęłam oczy na moment, biorąc głęboki wdech.
- W porządku – mruknęłam po chwili- Zapomnijmy o tym, okej? Ta cała kłótnia jest śmieszna.
Naprawdę, Greg. Jest głupia. Zostawmy to i ruszmy dalej. To zdjęcie to nieporozumienie, wszystko wytłumaczyłam i powiedziałam ci prawdę. Czas o tym zapomnieć.
Sprzeciwiłam się impulsowi, żeby przewrócić oczami, czując niekontrolowane poczucie matczynego posunięcia.
Od kiedy musiałam go tak niańczyć?
Szczerze.
Czas dorosnąć.
Greg westchnął.
- No dobra – rzekł tępo.
- Muszę kończyć, bo rozmawialiśmy przez naprawdę długi czas, więc muszę wrócić do rodziny – powiedziałam cierpliwie – Porozmawiamy później, okej?
- Tak, okej. Możemy się jutro spotkać? – zapytał.
- Niestety muszę pracować – powiedziałam prawdę, starając się brzmieć, jakbym naprawdę bardzo żałowała tej niefortunnej informacji.
Westchnął.
- Okej, to może cię odwiedzę?
- Pewnie, brzmi dobrze – rzekłam.
- W porządku. Przepraszam, że się tak wkurzyłem.
- Nie ma sprawy, rozumiem.
To miałam na myśli.
Gdybym zobaczyła go na takim zdjęciu z Aubrey Woods, byłabym nieźle wkurzona.
Więc uważam, że ma logiczny powód, żeby być wściekłym.
Ale wciąż było wkurzające, jak przeciągał kłótnię.
- Porozmawiamy później – w telefonie zabrzmiał głos Grega – Miłej zabawy na reszcie przyjęcia.
- Dzięki, pa – powiedziałam.
- Pa.
I z tym, rozłączyłam się, jęcząc głośno i pozwalając mojej głowie teatralnie opaść do tyłu na siedzenie.
Kątem oka widziałam jak Justin uśmiecha się do mnie, a moment później usłyszałam, jak ponownie wybucha śmiechem.
- Co dokładnie jest takiego zabawnego? – zapytałam, przekręcając głowę w lewo, żeby spiorunować go wzrokiem.
Wzruszył ramionami.
- Nie wiem. Chyba cała wasza rozmowa, przypuszczam.
- Słyszałeś wszystko, co mówił? –zapytałam.
Pokręcił głową.
- Nie, ale to co istotne, tak – parsknął – Nie rozumiem, dlaczego wciąż z nim jesteś. Jest jak obsesyjny prześladowca.
- Em.. więc – mruknęłam poirytowana –Myślę, że to nie twój interes, dlaczego wciąż z nim jestem – rzekłam, spoglądając na niego.
Wzruszył ramionami.
- Tak jak to nie jest twój interes czy lub nie rozmawiałem z mamą więcej o Franku? Albo jak bardzo zależy mi na Aubrey?
Wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem przez dłuższą chwilę, zanim odezwałam się oschle.
- Punkt dla ciebie – obróciłam się w fotelu twarzą do szyby, z irytacją krzyżując ramiona.
- Tak, jak mówiłem. On jest jak prześladowca. Poważnie, Nash, on jest nienormalnie natrętny jak na
17-letniego chłopaka – rzekł Justin. Wzruszyłam ramionami.
- Ta, wiem – odpowiedziałam spokojnie.
Wpatrywał się we mnie z uniesionymi brwiami przez długą chwilę, zanim nagle się roześmiał.
- Okej…? – ucichł. Odwróciłam głowę, żeby spojrzeć na niego.
- Okej, co? – prychnęłam.
- Jeżeli wiesz, że jest takim prześladowcą, dlaczego wciąż się z nim spotykasz? – zapytał.
- Jeżeli wiesz, że Aubrey cię zdradza, dlaczego wciąż z nią jesteś? – odgryzłam się.
Patrzył się na mnie przez moment z poirytowanym wyrazem na twarzy.
- To co innego .
Skrzyżowałam ramiona.
- Jak to?
- Ponieważ ja też ją zdradzam i ona o tym wie. Nie jesteś aż tak natrętna jak Loser Boy – odpowiedział.
Zmrużyłam oczy, patrząc na niego.
- Myślałam, że już stwierdziliśmy, że nic z tego nie należy do naszego interesu?
- Jeżeli jesteśmy już w temacie, mimo wszystko i tak byśmy o tym porozmawiali – odpowiedział chłodno Justin – Plus, dałem ci już odpowiedź w kwesti Woods. Teraz twoja kolej powiedzieć mi o Loser Boyu.
Skrzyżowałam mocniej ramiona, przygryzając ze złością policzek, żeby powstrzymać się od naskoczenia na niego. Czasami potrafił być bardzo irytujący.
- W porządku – powiedziałam przez zaciśnięte zęby. – Lubię go. Bardzo. Okej? Dlatego znoszę jego marudną nadopiekuńczość. Pewnie, często jest to strasznie irytujące, ale przynajmniej wiem, że naprawdę mu na mnie zależy i lubię go wystarczająco, żeby przymknąć oko na tę niewielką wadę.
Justin prychnął.
- Niewielką? – zapytał z niedowierzaniem.
Posłałam mu wrogie spojrzenie, na co uniósł ręce w obronnym geście.
- Okej. Dobrze. Cokolwiek, to twój dziwny wybór.
- Dziękuję – odpowiedziałam chłodno, opadając plecami na fotel.
Na długą chwilę zapanowała cisza.
- Czekaj, nie łapię – zaczął po chwili, przerywając ciszę – Jeśli lubisz go tak bardzo, dlaczego zdradzasz go ze mną? – zapytał.
Odwróciłam się, żeby spojrzeć mu w oczy.
- Jeżeli lubisz Aubrey do tego stopnia, że zobaczenie jej z innym kolesiem (chociaż i tak wiedziałeś, że cię zdradza, angażuje się w takie działania)cię rani, dlaczego zdradzasz ją ze mną? Lub z kimkolwiek? – zapytałam, unosząc brwi i oczekując odpowiedzi.
Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Naprawdę zamierzamy znowu to robić? – zapytał oschle.
Zmarszczyłam brwi, przewracając oczami.
Kolejna ekstremalnie długa i raczej napięta cisza zapanowała między nami, gdy obydwoje siedzieliśmy poirytowani.
- Naprawdę nie wiem, dlaczego zdradzam go z tobą – dodałam po chwili głosem przesiąkniętym po brzegi irytacją – To mnie wkurza i nie ma żadnego sensu, ale… to jest, czym jest – wzruszyłam ramionami, odwracając głowę w jego kierunku – To – powiedziałam – To moja odpowiedź.
Pozostał cicho, rozmyślając nad tym, co właśnie powiedziałam.
W końcu, po chwili, odezwał się, a jego zachrypnięty głos dotarł do mnie.
- Też nie wiem, dlaczego zdradzam ją z tobą – powiedział – I naprawdę nie wiem, dlaczego stałaś się jedyną osobą, z którą ją zdradzam. (I jedyną, z którą zdradziłem ją więcej niż raz, jeśli to się liczy.)- wzruszył ramionami – Przypuszczam, że jestem taki sam jak ty.
Kolejna chwila ciszy.
- I tak jak już ci powiedziałem – kontynuował niskim głosem, brzmiąc naprawdę uwodzicielsko –
Jest w tobie coś innego.
Spojrzałam wtedy na niego z ciekawością w oczach. Moje usta, które były delikatnie rozchylone, zamknęły się, formując się w delikatny uśmiech.
- Heh, co mogę powiedzieć? – rzekłam zadowolona z siebie, wzruszając ramionami w żartobliwy pyszałkowaty sposób.
Zaśmiał się, kręcąc głową i wpatrując się we mnie z rozbawieniem. Przez chwilę panowała cisza, zanim zdecydowałam się odezwać.
- Chyba powinniśmy... wrócić na przyjęcie – powiedziałam powoli, szczypiąc się w ramię – Nie było nas przez naprawdę długi czas i ludzie pewnie zauważyli, że nas nie ma.
- Brzmi dobrze- rzekł, kiwając głową.
Obróciłam się, żeby otworzyć drzwi, wyciągając prawą dłoń do klamki, ale nagle Justin zatrzymał mnie, chwytając mój nadgarstek.
- Ale poczekaj – powiedział zdecydowanie – Najpierw muszę coś zrobić.
Przekręciłam głowę i spojrzałam na niego, unosząc pytająco
brwi.
- To powinno być bardzo oczywiste, co zamierzam zrobić, ale tak czy siak to zrobię – rzekł cicho, uśmiechając się do mnie.
I z tym pochylił się i pocałował mnie, przybliżając się i chwytając moją twarz w swoje dłonie.
Otrzymując nagły powrót do uczuć, których doświadczyłam,
kiedy całował moją szyję, przycisnęłam mocno usta do jego, czując przechodzącą
przeze mnie falę szczęścia. Pochylił się
bardziej,będąc jeszcze bliżej mnie, więc położyłam swoją dłoń na jego karku.
Byłam praktycznie przyciśnięta do szyby, kiedy zbliżył się jeszcze bardziej, a nasz pocałunek stopniowo stawał się coraz bardziej intensywny.
Poczułam jak jedna ręka Justina osuwa się z mojej twarzy na talię, gdzie palcami z roztargnieniem wyznaczał ścieżkę, przyprawiając mnie o dreszcze.
Odchyliłam głowę w bok, żeby mieć lepszy kąt, całując go namiętnie. Wtedy poczułam, jak powoli chwyta dół mojej koszulki, podnosząc ją nieznacznie i ukazując kawałek mojego brzucha.
Gdy jedna z moich dłoni znalazła się we włosach Justina, usłyszałam głośny chichot dochodzący gdzieś z oddali. Obydwoje zamarliśmy, leżąc praktycznie w poprzek siedzenia pasażera w jego samochodzie. On trzymał moją koszulkę w połowie mojej talii, a moje dłonie praktycznie zawiązywały supły w jego włosach.
Powoli odsunęliśmy się od siebie i Justin ostrożnie usiadł, spoglądając za szybę w kierunku źródła hałasu.
W poprzek ulicy, Aubrey i chłopak, z którym była, wyszli z domu, śmiejąc się głośno i idąc w dół drogi. Aubrey ohydnie chichotała i trzymała się kurczowo dłoni chłopaka, zbliżając się do niego i okazjonalnie dotykając go kusząco po twarzy. Przeszli przez małe skrzyżowanie i poszli najkrótszą drogą do chodnika, który szedł równolegle do miejsca, w którym zaparkowany był samochód Justina.
- Kurwa – mruknął Justin, kiedy zorientował się (w tym samym czasie, co ja), że Aubrey i jej najnowszy chłopak-zabawka obecnie przemierzali chodnik i za niedługo przejdą obok jego samochodu, i nie było mowy o tym, że nie zauważyli dwóch sylwetek przyciśniętych do szyby. Za niedługo Aubrey rozpozna samochód Justina, a wtedy domyśli się,co się dzieje.
Wystarczyłoby jedno stuknięcie w szybę i wściekła Aubrey, żeby zmusić Justina do wyjawienia prawdy, do złapania mnie i jego razem.
Justin praktycznie rzucił się do tyłu przez przerwę pomiędzy siedzeniem kierowcy a siedzeniem pasażera, upadając na tylne siedzenia. Zanim zdążyłam zrozumieć, co się dzieje, poczułam jak rzuca się do przodu, łapiąc mnie za rękę i następnie ciągnąc do tyłu.
Poleciałam do przodu, lądując na nim tak, że byliśmy twarzą w twarz, leżąc w niezwykle krępującej pozycji na tylnych siedzeniach.
- Auć! – powiedziałam, czując jak moje kolano uderza o kant jednego z siedzeń.
- Przepraszam – wyszeptał w atramentowych ciemnościach.
Przez delikatne światło, które wpadało do środka przez okno, mogłam ledwie zobaczyć jego pobłyskujące oczy.
Stopniowo moje oczy przyzwyczaiły się, więc byłam w stanie zobaczyć jego twarz. Jego usta powoli uformowały się w uśmieszek.
- Wow, Nash. Nie wiedziałem, że tak bardzo chcesz się na mnie rzucić – powiedział sugestywnie.
Zmarszczyłam brwi, odpychając się tak, że leżałam na
podłodze obok niego, mocno się kurcząc.
- To świetny – zaczęłam sarkastycznie, ale natychmiastowo uciszył mnie, podnosząc do góry dłoń.
Wtedy usłyszałam wkurzający głos Aubrey, będący coraz bliżej i bliżej.
- Mam na myśli, to sąsiedztwo jest takie urocze! – zapiszczała, głośno chichocząc – Nie miałam nwet pojęcia, że ono istnieje.
- Oh, kochanie, istnieje. Będziesz spędzać tu znacznie więcej czasu, jeżeli mogę pomóc – odpowiedział głęboki głos z wyczuwalną, absurdalną sugestią.
Aubrey wydała dziwny dźwięk.
- Mam nadzieję – odpowiedziała uwodzicielsko, śmiejąc się piskliwie.
Ich głosy powoli ucichły, kiedy szli przed siebie, nie zwracając nawet odrobiny uwagi na samochód Justina.
Justin westchnąl z ulgą i odwrócił głowę, żeby spojrzeć na mnie.
- Było blisko –rzekłam bez tchu.
- Myślisz? – zapytał sarkastycznie.
Posłałam mu tylko spojrzenie.
Westchnął, dźwigając się z podłogi i siadając na jednym z siedzeń. Naciągnęłam koszulkę i powtórzyłam czynności, które wykonał Justin, zajmując miejsce obok niego.
- Więc… co robimy? – zapytałam – Musimy się dostać z powrotem do domu, ale…
- Nie możemy ryzykować, że Aubrey i jej pieprzony kolega nas zobaczą – Justin dokończył za mnie.
Wzruszyłam ramionami.
- Myślę, że powinniśmy pójść teraz i pobiec. Może będą właśnie gdzieś w drodze i nie będzie ich tutaj przez jakiś czas.
Przez moment był cicho, ale po chwili poczułam, że odwrócił głowę, spoglądając na mnie.
Przekręciłam głowę i tak po prostu wpatrywałam się w niego. Odwdzięczył się tym samym, wpatrując się we mnie z emocją w oczach, której nie potrafiłam odczytać.
Zapanowała długa cisza, cisza, która nie była niezręczna, a przyjemna w pewien sposób. W końcu
Justin przemówił cichym głosem.
- Jesteś naprawdę piękna, wiesz o tym?
Poczułam, jak moje serce przyśpiesza, a oczy rozszerzają się z niedowierzaniem. Byłam, szczerze mówiąc, kompletnie i całkowicie zaskoczona i zszokowana, gdyż nie spodziewałam się takich słów z jego strony.
Czy on naprawdę to do mnie powiedział?
Justin Bieber. Justin Bieber.
Ten dupkowaty idiota - gwiazda popu, z którym mam dziwne relacje… właśnie nazwał mnie… piękną?
- Co? – zapytałam cicho, zastanawiając się, czy możliwe by było, że źle go zrozumiałam. Wzruszył ramionami.
- Nie wiem, czy ktoś ci już to powiedział, ale to… prawda.
Kontynuowałam wpatrywanie się w niego z niedowierzaniem całkowicie zszokowana, nie wiedząc co powiedzieć.
W końcu, wydawało się, że minęły lata świetlne ciszy, w których wpatrywaliśmy się w siebie nawzajem, opanowałam się i znalazłam zdolność, żeby się odezwać.
- Czy ty właśnie nazwałeś mnie pię-
- Wróćmy na przyjęcie – powiedział szybko Justin, przerywając mi i wstając pośpiesznie. Wciągnął się z powrotem na przednie siedzenie, wyciągnął kluczyki z deski rozdzielczej, gdzie je zostawił, i otworzył drzwi, wyskakując z samochodu.
Siedziałam w szoku przez długi moment, nie będąc pewną jak dokładnie mam potraktować tą sytuację. Wtedy Justin wepchnął głowę z powrotem do samochodu.
- No chodź, Nash! Musimy się pośpieszyć! – ponaglił mnie, a ja w końcu byłam w stanie się
poruszyć.
Wspięłam się na przednie siedzenie, znalazłam na podłodze rzuconą kurtkę (która znalazła się tam w
niewiadomy sposób, za pewne rzucona w połowie obściskiwania się w aucie) i wyślizgnęłam się z samochodu, zamykając za sobą delikatnie drzwi.
Justin patrzył się na mnie przez moment, zanim zamknął samochód z charakterystycznym dźwiękiem kluczyków.
Bez żadnego słowa odwrócił się i ruszył wzdłuż chodnika, kierując się do domu Penny.
Przyglądałam się jego oddalającej sylwetce zanim zorientowałam się, że ja też powinnam udać się w tym samym kierunku.
Ruszyłam więc, idąc w dół pozornie niekończącego się betonowego odcinka prowadzącego do domu mojej kuzynki.
Ale jak szłam, byłam przytłoczona myślami jak „Czy to naprawdę właśnie się wydarzyło?”, więc ledwo dostrzegłam, kiedy moje nogi zaczęły się ruszać lub nawet lekki chłód późno-nocnego powietrza.
Moje życie jest zbyt skomplikowane.
------------------------------------------------------------------------------------
Cześć, z tej strony nowa tłumaczka. Jeżeli chcielibyście pogadać, czy macie jakieś pytanie, znajdziecie mnie TUTAJ. Mam nadzieję, że miło się wam czytało, pa! :)